Jastrzębski Węgiel - Wkręt-Met Domex AZS Częstochowa 0:3 (17:25, 20:25, 20:25)
Stan rywalizacji: 2:1 dla AZS Częstochowa
Składy:
Jastrzębie: Jurkiewicz, Yudin, Murek, E. Iwanow, Prygiel, N. Iwanow, Rusek (L) oraz Rafa, Czarnowski, Łomacz,
Częstochowa: Gierczyński, Nowakowski, Woicki, Wika, Billings, Szczerbaniuk, Gacek (L) oraz Stelmach
Jastrzębski Węgiel nie sprostał wymagającym rywalom z Częstochowy, ustępując im w każdym elemencie siatkarskiej sztuki. Zawodnicy trenera Santilliego wyszli na boisko bez wiary w zwycięstwo i żaden z nich nie był w stanie poderwać reszty do walki. Zagrali bodaj najgorszy mecz w sezonie i chyba pierwszy raz w historii zostali wygwizdanie przez własną publiczność. Tymczasem częstochowianie od pierwszego gwizdka sędziego ruszyli do ataku, grali mądrze, a przede wszystkim skutecznie i zasłużenie wygrali 3:0.
Pierwsze minuty spotkania nie zapowiadały pogromu, jakiego byliśmy świadkami później. Do stanu 11:11 obydwa zespoły grały punkt za punkt, popełniając jednak sporo błędów własnych. Jastrzębianie celowali zagrywką w Marcina Wikę, który na początku miał kłopoty z przyjęciem, później jednak, odbierał coraz lepiej. Gospodarze mieli z kolei problemy z kończeniem pierwszej piłki, co skrzętnie wykorzystywali Akademicy. Po nieudanym ataku Dawida Murka z sytuacyjnej piłki, goście wyszli na prowadzenie i w dalszej części seta sukcesywnie je powiększali (12:16 po asie serwisowym Pawła Woickiego, 13:20 po punktowej zagrywce Marcina Wiki). W końcówce miejscowi zdołali odrobić kilka oczek, ale nijak nie potrafili zatrzymać blokiem Brooka Billingsa i Marcina Wiki. Po 21 minutach gry, AZS miał na swoim koncie pierwszy wygrany set.
Drugą odsłonę meczu Jastrzębie rozpoczęło z wysokiego „C” – cztery mocne serwisy Roberta Prygla i na tablicy świetlnej widniał wynik 4:0. Siatkarze Roberto Santilliego wciąż mieli problemy z ustawieniem bloku, ale wzmocnili atak i zagrywkę. To pozwoliło im utrzymać prowadzenie do pierwszej przerwy technicznej. Po czasie goście zaczęli odrabiać straty, a w roli głównej zobaczyliśmy Brooka Billingsa (9:6, 9:8, 9:9). Trener jastrzębian, mimo topniejącej przewagi, bardzo długo zwlekał z wzięciem czasu, pozwalając rywalom rozwinąć skrzydła. Ci wykorzystali daną im szansę, zdobyli 8 punktów pod rząd i wyszli na prowadzenie 9:13, odbierając przeciwnikom resztki chęci do gry. Włoski szkoleniowiec zdjął N. Iwanowa i Jurkiewicza, wprowadzając Łomacza i Czarnowskiego, ale i oni nie zdołali poderwać kolegów do walki. Drugą partię, podobnie jak pierwszą, zakończył atakiem z drugiej linii Marcin Wika, ustalając jej wynik na 20:25.
Trzeci set to ponownie popis gry częstochowian, u których brylował Paweł Woicki. Siatkarz tak rozrzucał piłki, że jastrzębski blok kompletnie nie mógł odczytać jego intencji, a że miał dobrze dysponowanych wykonawców, jego zespół szybko wyszedł na prowadzenie, którego nie oddał już do końca. W Jastrzębiu natomiast nie było zawodnika, który wziąłby ciężar gry na siebie. Jedynie Brazylijczyk Rafa nie tracił animuszu, nie potrafił jednak zarazić nim kolegów. Po pierwszym czasie technicznym Akademicy zaczęli popełniać błędy, dając darmowe punkty przeciwnikom. Gospodarze nie potrafili jednak wykorzystać „prezentów” i nie zdołali odrobić strat. Wyraźnie zmęczonego meczem Murka zmienił Igor Yudin, a mało widocznego E. Iwanowa, Wojtek Jurkiewicz. Kiedy miejscowi wreszcie złapali blokiem Wikę (15:17), a potem, po błędzie podwójnego odbicia piłki przez Gierzyńskiego zbliżyli się do rywali na 17:18, wydawało się, że mogą jeszcze coś ugrać w tym secie. Częstochowianie szybko jednak pozbawili ich złudzeń i za sprawą świetnej gry Billingsa dokończyli dzieła, wygrywając trzecią partię do 20.