W swoim drugim turnieju fazy zasadniczej Ligi Narodów 2023 polskie siatkarki znów spisały się doskonale. Po czterech zwycięstwach w tureckiej Antalyi w Hongkongu dołożyły kolejne trzy bardzo cenne wygrane. Dominikanę, na którą w poprzednich sezonach Biało-Czerwone nie potrafiły znaleźć sposobu, tym razem pokonały 3:1. Z Turcją wygrały po raz pierwszy od ośmiu lat, i to aż 3:0. Takim samym wynikiem zakończył się mecz naszych reprezentantek z Chinkami, które przed starciem z Polkami były w tegorocznej Lidze Narodoów niepokonane.
Zespołowi trenera Stefano Lavariniego nie powiodło się tylko przeciwko teoretycznie najłatwiejszym przeciwniczkom - Holenderkom, którym uległy 0:3. Jednak mimo tej jednej porażki przed ostatnimi turniejami są na pierwszym miejscu w tabeli. O punkt wyprzedzają Amerykanki i Turczynki, a o dwa punkty Chinki i Brazylijki.
O turnieju w Hongkongu, przerwanej serii sześciu kolejnych zwycięstw ale i świetnej reakcji biało-czerwonej drużyny na tę porażkę, o tym, skąd się biorą dobre przeczucia i co jest teraz największą siłą naszych siatkarek rozmawiamy z liderką polskiej reprezentacji, Magdaleną Stysiak.
Grzegorz Wojnarowski, WP SportoweFakty: Po świetnym występie w Antalyi w turnieju Ligi Narodów w Hongkongu również spisałyście się znakomicie. Jednak chyba się zgodzisz, że scenariusz, jaki napisałyście w Chinach, był dość zaskakujący?
Magdalena Stysiak, reprezentantka Polski w siatkówce: Zgodzę się. Wygrałyśmy mecze, w których nie stawiano nas w roli faworytek, a przegrałyśmy tylko ten, w którym można się było spodziewać naszego zwycięstwa. Cóż, z Holandią chyba po prostu miałyśmy zły dzień. Wszystkim nam nie szło, po każdej było widać, że jesteśmy zmęczone. Trzeba też przyznać, że byłyśmy trochę "syte" po zwycięstwach z Dominikaną i Turcją. Tylko my wiemy, jak nam na tych wygranych zależało i jak mocno się na nie napracowałyśmy. Kiedy pokonałyśmy Turczynki, emocje opadły i następnego dnia byłyśmy trochę zblazowane. A Holenderki miały tę przewagę, że kiedy my grałyśmy trudny mecz z Turcją, one odpoczywały. I to na pewno miało jakiś wpływ na rezultat.
Świat się jednak nie zawalił, takie gorsze dni raz na jakiś czas muszą przyjść. Oczywiście, wyciągniemy wnioski z tej przegranej, z każdej trzeba je wyciągać, ale aż tak bardzo nas ona nie boli. Choć przegrałyśmy trochę nieoczekiwanie, to wcześniej zdobyłyśmy dużo punktów w spotkaniach z wyżej notowanymi od nas drużynami.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: wzruszające chwile po sukcesie Djokovicia w Paryżu
Co takiego zrobiłyście po porażce z Holandią, że dzień później pokonałyście 3:0 bardzo mocne Chinki i to na ich terenie?
Trener Stefano Lavarini powiedział nam po przegranej, że tak naprawdę dopiero teraz zaczyna się dla nas Liga Narodów. Wcześniej byłyśmy na fali, wszystko szło super, kolejne zwycięstwa nas niosły. Jednak prawdziwą siłę zespołu pokazuje to, jak reaguje na przegrane, jak się z nich podnosi. Wzięłyśmy sobie do serca jego słowa. Ja bardzo chciałam pokazać, że seria sześciu naszych zwycięstw nie była przypadkiem, że wygrywałyśmy, bo po prostu gramy dobrą siatkówkę. I z Chinkami to udowodniłyśmy. Mecz z nimi wyszedł nam wyśmienicie.
Zwycięstwo z tak trudnym przeciwnikiem, na dodatek odniesione po trochę niespodziewanej przegranej, miało dla was szczególne znaczenie?
Meczem przeciwko Chinkom miałyśmy pokazać, że wciąż jesteśmy na dobrych torach. Na pewno nie nastawiałyśmy się na wynik 3:0, bo mimo że wierzymy w siebie, to rywalki zaczynały spotkanie jako niepokonane liderki Ligi Narodów, a do tego grały przed własną publicznością. Podchodziłyśmy do nich z wielkim respektem. Jednak ja już w szatni miałam bardzo dobre przeczucia. Jeszcze lepsze, kiedy już wyszłyśmy na boisko. Widziałam, jak nasz zespół reaguje, jak bawi się siatkówką. Już w pierwszym secie było widać, że to jest nasz dzień. Oceniając po atmosferze na boisku byłam pewna, że mecz dobrze się dla nas ułoży.
Skąd te dobre przeczucia?
Znamy się już z dziewczynami na tyle dobrze, że nie musimy ze sobą rozmawiać, żeby widzieć po sobie, czy jesteśmy spięte, zdenerwowane, czy też bojowo nastawione i pełne energii. I przed spotkaniem z Chinkami było widać to drugie. A do tego świetne humory, do których przyczynił się trener Lavarini, opowiadając kilka żartów w stylu Karola Strasburgera. W ten sposób pomógł nam się rozluźnić.
Z ośmiu meczów Ligi Narodów wygrałyście siedem. Z perspektywy uczestniczki turniejów w Antalyi i Hongkongu, co teraz jest twoim zdaniem waszą największą siłą?
Atmosfera, którą mamy w zespole. Jej znaczenie mogę przedstawić na przykładzie przegranej z Holandią. Pewnie wiele osób się obawiało, że póki było dobrze, to było dobrze, ale jak przyjdzie porażka, nasza gra może się załamać. Nie. Ok, byłyśmy smutne, bo oczekiwałyśmy, że pokonamy Holenderki, jednak bardzo szybko się otrząsnęłyśmy. Bardzo, bardzo szybko. Dzięki temu, że jesteśmy zgraną ekipą, która dobrze się ze sobą czuje, ufa sobie i w siebie wierzy.
Przed wami jeszcze turniej w koreańskim Suwon, gdzie zmierzycie się ze Stanami Zjednoczonymi, Niemcami, Bułgarią i Koreą, jednak awansu na finały Ligi Narodów w USA możecie już być w zasadzie pewne.
Cieszymy się, że gramy dobrą siatkówkę, którą chce się oglądać. Taką będziemy chciały pokazać również w finałach. Fajnie byłoby tam pojechać, pokazać z jak najlepszej strony na tle bardzo mocnych przeciwniczek. I może w końcu coś ugrać.
Czytaj także:
Drużynowo i indywidualnie absolutna czołówka! Polki wysoko w rankingach Ligi Narodów
Reprezentacja Polski z m.in. Kurkiem i Leonem wraca do gry. Sprawdź terminarz Biało-Czerwonych
Oglądaj siatkówkę kobiet w Pilocie WP (link sponsorowany)