Była gwiazdą w Korei, przyjechała do Polski. Mówi o wielu plusach, ale też jednym wielkim minusie

Instagram / elizainneh / Na zdjęciu: Elizabet Inneh-Varga
Instagram / elizainneh / Na zdjęciu: Elizabet Inneh-Varga

Jedna z najbardziej utalentowanych atakujących świata trafiła do polskiego klubu. - Nie jest łatwo wejść do tak dobrego zespołu - mówi nam Elizabet Inneh-Varga. Opowiada też o swoich niezwykłych koligacjach rodzinnych.

[b]

[/b]Od kilku lat mówi się o tym, że Elizabet Inneh-Varga może stać się jedną z czołowych atakujących świata. W Korei Południowej była supergwiazdą, w jednym meczu zdobyła 56 punktów, co jest piątym najlepszym wynikiem w historii siatkówki. Swoją karierę zdecydowała się kontynuować w Polsce i obecnie broni barw Grupy Azoty Chemika Police.

Inneh-Varga przez długi czas nie była w stanie zdecydować się, czy wybrać grę w kadrze Rumunii czy Węgier. Do tego posiada afrykańskie korzenie i jak sama zaznacza, niemal w każdym zakątku globu ma kogoś bliskiego. W rozmowie z WP SportoweFakty mówi o swoich pierwszych miesiącach w Polsce, niezwykłym miksie kulturowym oraz swoich najbliższych.
Arkadiusz Dudziak, WP SportoweFakty: Jakie są twoje pierwsze wrażenia z pobytu w Polsce?

Elizabet Inneh-Varga, siatkarka Grupa Azoty Chemika Police: Bardzo mi się podoba życie tutaj. Ludzie są bardzo przyjaźni. Muszę przyznać, że nie jestem świetnym kierowcą. Robię dużo zabawnych manewrów, nie niebezpiecznych, ale po prostu jestem wolna na drodze. Ale inni kierowcy są bardzo cierpliwi, więc jestem wdzięczna. Cierpliwość to chyba wasza cecha. Jedyna rzecz, która jest na minus, to mała ilość słońca, w zimę go nie ma prawie w ogóle. Da się to jednak przeżyć.

ZOBACZ WIDEO: Zdjęcia wrzucili do sieci. Zobacz, gdzie Ronaldo zabrał swoją ukochaną


Więc nie różni się to bardzo od doświadczeń z Rumunii?

Tak naprawdę to większość mojego świadomego życia spędziłam na Węgrzech. Wielkich różnic nie ma. Nie było mi się trudno przyzwyczaić. Mój transfer do Korei to zupełnie inna bajka, inny świat w porównaniu z Węgrami.

Urodziłaś się w Budapeszcie, ale sporo czasu spędziłaś też w Rumunii. Jaka historia się za tym kryje?

Jestem Węgierką, podobnie jak moja mama urodziłam się w Budapeszcie. Mój tata pochodzi z Afryki. Kiedy byłam bardzo mała, to wróciliśmy do domu dziadków w Rumunii i tam chodziłam do szkoły, zaczęłam grać w siatkówkę. W ten sposób zdobyłam rumuńskie obywatelstwo.

Twój tata był z Beninu. Jak to się stało, że przyjechał do Europy?

Jest z Beninu, ale teraz moja rodzina od strony taty żyje w Nigerii albo w Stanach Zjednoczonych. Nikt już w Beninie z nich nie mieszka. O samym tacie nie chciałabym jednak więcej rozmawiać.

A z resztą rodziny masz kontakt?

Oczywiście. Moja rodzina od strony mamy mieszka w Rumunii i w Budapeszcie. Mój wujek od strony taty mieszka w Nigerii, ale większość już wyjechała do Stanów Zjednoczonych. Mam jeszcze do tego jedną ciocię we Włoszech oraz drugą w Londynie, więc jest całkiem międzynarodowo.

Jak się dorasta w tak kosmopolitycznym środowisku?

Dla mnie to bardzo komfortowe, bo nie lubię siedzieć długo w tym samym miejscu. Kocham wracać do domu, ale uwielbiam podróżować. To świetne, że mogę pojechać do niemal każdego miejsca na świecie i zadzwonić do jakiegoś członka rodziny, przyjaciela. Cudownie jest mieć tak wiele możliwości.

Mogłaś przecież grać dla Węgier, ale ostatecznie wybrałaś Rumunię. Dlaczego?

Mam obywatelstwa obu tych krajów. Moja pierwsza rejestracja w dokumentach siatkarskich nastąpiła w Rumunii, więc widniałam jako Rumunka, mimo że jestem narodowości węgierskiej. Kilka lat temu chciałam grać dla Węgier, ale nie wyszło.

Nie jest jednak tak, że wybrałam Rumunię, bo kiedyś nie udało mi się na Węgrzech. To była bardzo przemyślana decyzja. Mamy znakomitego trenera i cieszę się, że wróciłam do kadry. Mamy naprawdę dobrą drużynę, z potencjałem.

W wielu wywiadach wypowiadałaś się, że twoja mama mocno cię wspierała i ma dużą rolę w tym, kim jesteś teraz.

Sama grała w siatkówkę, gdy była młodsza, ale dziadkowi się nie za bardzo to spodobało, więc porzuciła to marzenie. Gdy byłam mała, to latałam po całym domu, miałam mnóstwo energii, nie mogłam usiedzieć w miejscu. Próbowałam tańca, mama grała ze mną w domu w koszykówkę. Jesteśmy z mamą bardzo blisko, zawsze czułam jej wsparcie, co mi ogromnie pomagało.

Swoją karierę zdecydowałaś się kontynuować w Polsce. Skąd ten pomysł?

Bardzo się cieszyłam z tego transferu, ale byłam też trochę poddenerwowana. Nigdy nie byłam wcześniej w klubie o tak wysokim poziomie. Pierwszy tydzień był tu znakomity, cieszyłam się, że w końcu wszystkich poznałam.

W Korei byłaś supergwiazdą, w jednym meczu zdobyłaś nawet 56 punktów, co pozostaje jednym z najwyższych wyników w historii siatkówki.

Pracowaliśmy ciężko i podobała mi się atmosfera w drużynie. Mieliśmy zespół na dobrym poziomie, wspierałyśmy się. Nie było trudno osiągać takie rezultaty. Styl w Polsce jednak trochę się różni.

Chemik w ostatnich 10 latach wygrał 8 mistrzostw Polski, ale w tym roku musi odzyskać tytuł po niepowodzeniach zeszłego sezonu. Czuć w klubie wewnętrzną presję?

To dobra presja. Cieszę się, że jestem w takiej drużynie, a nie jest łatwo wejść do tak dobrego zespołu. Bardzo podoba mi się to, że tu każdy przez cały czas daje z siebie wszystko. To pomaga też innym polepszać swoją grę.

Czytaj więcej:
Szef europejskiej siatkówki bawi się w Moskwie. Świderski grzmi

Komentarze (0)