Polskie kluby piszą historię w Europie. Nagroda? Śmiech na sali [OPINIA]

Materiały prasowe / PlusLiga / Jastrzębski Węgiel
Materiały prasowe / PlusLiga / Jastrzębski Węgiel

Polskie kluby mogą napisać historię i wygrać wszystkie trzy europejskie puchary. Są od tego o krok. Niektóre jednak do gry w Europie muszą dokładać. Nagrody są bowiem śmieszne.

Sezon 2023/2024 może być historyczny dla polskiej siatkówki klubowej. Wyobrażacie sobie państwo sytuację, gdy w piłce nożnej  drużyny z jednego kraju wygrywają zarówno Ligę Mistrzów, Ligę Europy i Ligę Konferencji? Polskie kluby mogą to zrobić, tylko że w siatkówce.

Nagrody? Śmieszne pieniądze

Pierwsze trofeum w tym sezonie zdobył Projekt Warszawa, który wygrał trzeci pod względem ważności Puchar Challenge (w piłkarskim świecie jego odpowiednikiem jest Liga Konferencji Europy). W finale ekipa Piotra Grabana ograła włoski Mint Vero Volley Monza. Za swój wyczyn otrzymała jednak śmieszną nagrodę - 50 tysięcy euro, czyli nieco ponad 210 tysięcy złotych.

Asseco Resovia Rzeszów jest bardzo blisko zdobycia Pucharu CEV (odpowiednik Ligi Europy). Drużyna z Podkarpacia w pierwszym meczu finału ograła na wyjeździe SVG Luneburg 3:0 i potrzebuje tylko dwóch setów u siebie, by wygrać drugi co do ważności puchar na Starym Kontynencie. Potencjalna nagroda? 80 tysięcy euro, czyli niecałe 340 tysięcy złotych.

ZOBACZ WIDEO: Romantycznie. Zobacz, gdzie Justyna Żyła wybrała się z ukochanym

Dochodzimy przy tym do pewnego absurdu. Tak naprawdę koszty udziału w tych dwóch pucharach przekraczają możliwe nagrody. Trzeba przecież opłacić bilety lotnicze i hotele. Wiele zespołów zrzeka się prawa występu w europejskich pucharach, bo po prostu ich na to nie stać. W piłce nożnej coś takiego jest nie do pomyślenia.

Weźmy dla przykładu Legię Warszawa i jej tegoroczny występ w Lidze Konferencji Europy (trzeci co do ważności europejski puchar). Drużyna ze stolicy odpadła już w 1/16 finału w rywalizacji z norweskim Molde. Łzy po porażce mogli ocierać 500-eurowymi banknotami. Legia otrzymała bowiem ponad 5,5 miliona euro (ponad 24 miliony złotych).

Nawet ta kwota blednie przy tym, co Raków zainkasował za udział w fazie grupowej Ligi Europy. Za grę w drugim co do ważności europejskim pucharze i eliminacjach Ligi Mistrzów częstochowianie zgarnęli ponad 9 milionów euro (niecałe 40 milionów złotych).

A jak przedstawiają się nagrody za siatkarską Ligę Mistrzów? Jest trochę lepiej niż w pozostałych europejskich pucharach i przy dobrym występie można coś zarobić.

Jastrzębski Węgiel jest o krok od awansu do finału Ligi Mistrzów. Mistrzowie Polski ograli w pierwszym meczu Ziraat Bankasi Ankara 3:0. Nagrody w Champions League także nie powalają. Półfinaliści otrzymają 125 tysięcy euro, finaliści 250 tysięcy euro, a zwycięzcy pół miliona.

Może się więc okazać, że trzy polskie kluby wygrają wszystkie europejskie puchary, a otrzymują za to łącznie 630 tysięcy euro. Dokładnie tyle otrzymuje piłkarski klub za pojedyncze zwycięstwo w fazie grupowej Ligi Europy. Tyle właśnie zgarnął Raków Częstochowa za wygraną ze Sturmem Graz (1:0). Z kolei Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle za swoje trzy z rzędu triumfy w Lidze Mistrzów otrzymała od CEV 1,5 miliona euro, czyli 1/3 tego, co w tym roku zarobiła Legia. Za przeciętny występ.

Dlaczego jest tak źle?

Chcę uprzedzić jednocześnie wszystkie głosy oburzonych fanów piłki nożnej. Oczywiście, futbol to bez porównania najbardziej popularna dyscyplina na świecie. Siatkówka jednak nie jest sportem, który nikogo nie obchodzi. Według różnych badań zajmuje piąte bądź szóste miejsce pod względem popularności, ustępując jedynie piłce nożnej, hokejowi, krykietowi i tenisowi (w niektórych badaniach siatkówkę wyprzedza koszykówka). Śledzi ją niecały miliard osób, a w wielu ligach frekwencja na trybunach jest naprawdę dobra.

Powodów tego, że w siatkówce jest o wiele mniej pieniędzy, mamy kilka. Przede wszystkim wymienia się brak zawodowej ligi w USA czy zbyt rozdmuchany sezon reprezentacyjny, co przekłada się na stosunkowo krótkie rozgrywki klubowe, co powoduje mniejsze zaangażowanie prywatnych sponsorów.

Nie można zapomnieć o tym, że siatkówka popularna jest głównie w krajach średniozamożnych jak Polska, Turcja, Rosja, Włochy, Serbia, Brazylia, Iran, Chiny, Tajlandia, Filipiny czy Indonezja (wyjątkiem jest Japonia). W większości krajów Europy Zachodniej (z wyjątkiem Francji) czy w USA, Kanadzie i Australii ta dyscyplina nie cieszy się szczególnym zainteresowaniem sponsorów.

Trudno jednak nie odnieść wrażenia, że zarówno FIVB, jak i CEV nie wykorzystują chociażby połowy potencjału, który leży w siatkówce. Oprawa marketingowa oraz promocja dyscypliny jest zbyt słaba, archaiczna i w ogóle nie przystająca do dzisiejszych czasów. W porównaniu do mniej popularnej piłki ręcznej czy koszykówki, siatkówka wypada niezwykle słabo.

W FIVB są podejmowane działania, by przyciągnąć do siatkówki młodych widzów i ją wypromować. Powstała nawet specjalna agencja Volleyball World, która na sztandary wzięła sobie hasło unowocześnienia i spopularyzowania siatkówki. Na efekty trzeba będzie jednak długo poczekać.

Arkadiusz Dudziak, dziennikarz WP SportoweFakty

Czytaj więcej:
Wiemy, ile zarobił Jastrzębski Węgiel za grę w Lidze Mistrzów

Źródło artykułu: WP SportoweFakty