W sezonie 2022/23 Ligi Mistrzów o tytuł walczyły dwie polskie drużyny. Wówczas Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle pokonała Jastrzębski Węgiel i po raz trzeci z rzędu okazała się najlepsza w elitarnych rozgrywkach.
W tegorocznych rozgrywkach ZAKSA odpadła już w 1/8 finału. Mimo to o tytuł walczył polski zespół, bo po raz drugi z rzędu do wielkiego finału dotarli jastrzębianie. O końcowy triumf rywalizowali z włoskim Itasem Trentino.
Spotkanie to rozstrzygnęło się w trzech setach i niestety nie po myśli polskiej ekipy. Podopieczni Marcelo Mendeza przegrali 20:25, 22:25, 21:25 i po raz kolejny musieli uznać wyższość rywali w ostatnim pojedynku.
ZOBACZ WIDEO: Poważnie zachorowała. Pojawiły się obrzydliwe komentarze
"To nie był przeciwnik poza zasięgiem"
Finałowe spotkanie Ligi Mistrzów w rozmowie z WP SportoweFakty podsumował Ireneusz Mazur. Szkoleniowiec naszej kadry w latach 1998-2000, a obecnie ekspert i komentator w Polsacie Sport stwierdził, że mecz ten dla Jastrzębskiego Węgla był do wygrania.
- To nie był mecz, postawa i gra, na którą czekaliśmy. Trzeba powiedzieć, że to był słaby dzień pod względem dyspozycji czysto taktycznej, jak i sfery mentalnej. To nie był jednak przeciwnik poza zasięgiem. Odnoszę wrażenie, że to gdzieś tkwiło w głowach. Przez to bardzo ciężko było naszym siatkarzom się obudzić czy też otworzyć - ocenił nasz rozmówca.
Zwłaszcza, że zdaniem Mazura, żaden z setów nie był jednostronny. W każdym jednak decydowały detale, które były korzystne dla Itasu Trentino. - Początki były dobre. Później miała miejsce próba uregulowania tej gry i już była z większymi problemami, a końcowe fragmenty należały do drużyny włoskiej. Wyglądaliśmy mizernie na tle rywali, jeżeli chodzi o elementy techniczne. Nie chciałbym mówić o sferze, która mogłaby obrazić zawodników naszej drużyny - podkreślił.
- Byli zdeterminowani, ale często ten rodzaj sfery mentalnej, czyli zbyt mocny bodziec powoduje, że zawodnicy są mocno przycięci, było widać w każdym momencie - dodał.
Takiego mistrza Polski nie znaliśmy
Trzeba przyznać, że Jastrzębski Węgiel przyzwyczaił do solidnych występów zarówno na własnym podwórku, jak i w Europie. Ostatnimi czasy mistrz Polski w znakomitym stylu rozegrał fazę play-off PlusLigi i nawet porażka w drugim meczu finałowym nie była taka, jak ta w finale Ligi Mistrzów.
Wiele mówi się na temat zmęczenia, które mocno dotyka siatkarzy nie tylko w Polsce. W tym spotkaniu również miało ono znaczenie, ale zdaniem naszego eksperta to był tylko pewny element.
- Każdy z elementów miał znaczenie, w tym czynnik zmęczenia. Nie do końca zgadzam się z tym, że była to wysoka porażka i jednostronny mecz. W grze naszych siatkarzy było widać, że posiadają potencjał i te sety były wyrównane. Przegrywaliśmy te fragmenty końcowe, gubiąc swój rytm i potykając się w skali współpracy między zawodnikami. Było widać nieporozumienia, zderzenie graczy. To nie była drużyna Jastrzębskiego Węgla, którą znaliśmy. Jednocześnie wbrew pozorom było to wyrównane spotkanie i przy zaprezentowaniu poziomu z play-offów sytuacja mogłaby być odwrotna - wyznał Mazur.
I zdaniem naszego rozmówcy to ekipa Trydentu miała większe parcie na to, by osiągnąć sukces na europejskiej arenie. - Zespół włoski wypadł ze strefy medalowej u siebie w lidze i nie był w najlepszych nastrojach, dlatego pewnie koncentrował się na ten mecz i był bardziej głodny końcowego triumfu. Nic nie wygrywając na krajowym podwórku przynajmniej Ligą Mistrzów był w stanie sobie zrekompensować i to zrealizował. Na tle grających Włochów wyglądaliśmy trochę słabo i to pewnie powód frustracji, której nie brakowało - podsumował.
Tym samym Jastrzębski Węgiel będzie zmuszony poczekać przynajmniej rok na to, by ponownie stanąć przed szansą końcowego triumfu w Lidze Mistrzów. Mistrz Polski będzie mógł dokonać tego po zmianach w składzie, bo do klubu dojdzie trzech zawodników, którzy zastąpią występujących w pierwszym składzie atakującego Jeana Patry'ego, przyjmującego Rafała Szymurę oraz środkowego Jurija Gladyra.
Jakub Fordon, dziennikarz WP SportoweFakty