W poprzednim sezonie Malwina Smarzek powróciła do kadry po blisko 700 dniach nieobecności. Nie zagrała jednak w żadnym oficjalnym spotkaniu z powodu problemów zdrowotnych. Wcześniejsza absencja spowodowana była tym, co spotkało zawodniczkę w kraju po powrocie z Rosji.
- Doszło to tego, że bałam się wyjść z domu. Zdarzało się, że ludzie mnie popychali albo na mnie pluli. Miałam ataki paniki. To był moment, gdzie wszystko mnie przytłoczyło. To się we mnie gromadziło. Miałam moment, gdy czułam, że nie ma sensu grać w siatkówkę, brać prysznic, jeść, wyjść na dwór... Nie wiedziałam, co jest grane - zdradziła w rozmowie z Łukaszem Kadziewiczem "W cieniu sportu".
Słowa atakującej wykorzystały rosyjskie media. Portal sport-express.ru opublikował materiał poświęcony Smarzek. Rosjanie wykorzystali słowa Polki do celów propagandowych. W tekście można było przeczytać między innymi wypowiedź dyrektora generalnego Lokomotiwu Kaliningrad Aleksandra Kosyrkowa, który stwierdził, że zawodniczka odeszła z klubu ze łzami w oczach. Uważała Lokomotiw za najlepszy klub, w którym grała. Prześladowania, które zaczęły dotykać ją i jej bliskich sprawiły, że musiała opuścić Rosję, a następnie wyjechać do Brazylii, bo w Polsce nie pozwolono jej normalnie żyć.
ZOBACZ WIDEO: Poważnie zachorowała. Pojawiły się obrzydliwe komentarze
Rosjanie nawiązali m.in. do postawy kibiców w Polsce, którzy po jej transferze do Developresu Rzeszów nie kryli swojej niechęci do zawodniczki. "Smarzek, wracaj do Rosji" - brzmiał napis na transparencie kibiców ŁKS-u Commercecon Łódź.
Przed startem obecnego sezonu atakująca deklaruje, że fizycznie i psychicznie czuje się gotowa do rywalizacji o miejsce w drużynie narodowej. W rozmowie z Sarą Kalisz z TVP Sport zawodniczka szczerze opowiedziała o tym, z czym musiała mierzyć się po powrocie z Rosji. Skala hejtu była przerażająca.
- Pomijam moją własną osobę. Najbardziej bolały mnie groźby w kierunku mojej rodziny. Ja jako ja - to jedna sprawa. Moja rodzina jest według mnie jednak nietykalna, nie ma z tym nic wspólnego. Czytanie na własnym profilu życzeń śmierci dla mojej mamy, taty, brata to są rzeczy, których nie chce się widzieć – żeby oni płacili za to, że ich córka i siostra jest siatkarką. To trudny temat i taki pewnie zostanie. Takie rzeczy będą się powtarzać, więc ważne, by o tym mówić - powiedziała atakująca reprezentacji Polski.
Siatkarka przyznaje, że trudny okres pozwolił jej nabrać dystansu do treści pojawiających się w internecie. Na pewne rzeczy zdołała się także uodpornić. 27-latka zdaje sobie doskonale sprawę z tego, że hejterzy w znacznej większości czują się silni wyłącznie w przestrzeni internetowej, gdzie jak im się wydaje, pozostają anonimowi.
- Ludzie, którzy mówią o mnie coś w internecie niekoniecznie powiedzieliby mi to w twarz. Myślę, że jest to temat przerabiany wielokrotnie nie tylko przez nas sportowców, ale przez wielu różnych ludzi, którzy na przykład działają wyłącznie w internecie. Myślę, że to dobre dla każdego z nas, żeby zrozumieć, że ludzie, którzy życzą nam śmierci w internecie niekoniecznie naprawdę przyjdą do naszego domu i nas zabiją. To są rzeczy, które na pewno mocno działają na głowę, jeżeli się nie jest na to przygotowanym, a ja w ogóle nie byłam. Teraz jestem. Mam nadzieję, że już nic takiego się nie wydarzy - powiedziała wychowanka Łaskowii Łask.
Czytaj także:
Efektowny triumf Polek nad Holandią. Wypowiedzi pomeczowe zaskakują
Oglądaj siatkówkę kobiet w Pilocie WP (link sponsorowany)