Po urodzeniu dziecka pięć lat nie grała w kadrze. Wróciła na IO. Jasno mówi, co się zmieniło

Materiały prasowe / Volleyball World / Na zdjęciu: Natalia Mędrzyk
Materiały prasowe / Volleyball World / Na zdjęciu: Natalia Mędrzyk

- Nie spodziewałam się, że w ogóle będę w tej kadrze. Docierały do mnie słuchy, że wpiszą mnie w szeroki skład i na tym to wszystko się skończy - mówi WP SportoweFakty Natalia Mędrzyk. Polka po urodzeniu dziecka robi furorę w reprezentacji siatkarek.

Arkadiusz Dudziak, dziennikarz WP SportoweFakty: Co czułaś, gdy Stefano Lavarini zadzwonił i powiedział, że po prawie pięciu latach przerwy chce cię w kadrze?

Natalia Mędrzyk, przyjmująca reprezentacji Polski oraz Chemika Police: Tak naprawdę to pierwszy telefon wymusiłam ja. Dostałam już informację o powołaniu, ale chciałam poznać plan trenera na mnie. Selekcjoner na początku sam nie wiedział, jaka będzie moja rola. Powiedział, że mam się zjawić na obozie. Dla mnie to było wielkie zaskoczenie.

Jak czułaś się, gdy prawie po takiej przerwie ponownie usłyszałaś polski hymn?

To była dla mnie duża abstrakcja. Musiałam się do tej drużyny zaadaptować, więc skupiałam się głównie na tym. Wszystko działo się bardzo szybko i czułam ogromną radość, ale też ekscytację. Czułam się do tego bardzo wyróżniona.

Spodziewałaś się, że będziesz jedną z pierwszoplanowych postaci kadry i jedną z trzech przyjmujących, które trener zabrał do Paryża w podstawowym składzie?

Absolutnie nie. Tak naprawdę nie spodziewałam się, że w ogóle będę w tej kadrze. Docierały do mnie słuchy, że wpiszą mnie w szeroki skład i na tym to wszystko się skończy. Ostatecznie wszystko potoczyło się zupełnie inaczej. Naprawdę doceniam fakt, że jestem w tej trzynastce do Paryża i mam nadzieję, że będę miała świetne wspomnienia.

ZOBACZ WIDEO: "Pod Siatką". Nastroje dopisują. Zobacz ostatnie dni przed igrzyskami od kulis

Jak łączysz obowiązki czynnej siatkarki z rolą mamy?

W tej chwili większa rola przypada mojemu mężowi. Chcę być z rodziną tak długo, jak tylko mogę. Wiadomo, na wyjazdy zagraniczne musimy się rozstać. Tak jest też podczas igrzysk na 16 dni, ale przetrwamy. Podczas zgrupowań w Szczyrku mój syn mieszkał obok, więc to nie jest największy problem.

Jak udało się załatwić to, żeby rodzina przebywała z tobą podczas zgrupowań?

Najpierw musiałam zapytać o zgodę trenera. Nikt nie robił z tego problemu. Wszystko zostało zaakceptowane. Dla mnie to oczywiste, że chciałam mieć ich jak najbliżej siebie. Oczywiście, nie pojawiają się na treningach, ale są ze mną, kiedy tylko się da.

Spodziewałaś się, że po przerwie macierzyńskiej wrócisz na tak wysoki poziom?

Nie, ale ta przerwa od siatkówki bardzo dużo mi dała. Odetchnęłam psychicznie i fizycznie. Właśnie stąd bierze się moja dyspozycja. Koncentruje się mniej na sobie i tak naprawdę oczyszczam sobie w domu głowę od sportu. Cieszę się grą w siatkówkę i to poskutkowało powołaniem.

Czujesz się inspiracją dla młodych mam?

Nie czuję się inspiracją. Moja sytuacja jest bardzo komfortowa. Moją pracą jest gra w siatkówkę czyli coś, co uwielbiam robić. Wiele kobiet ma zdecydowanie trudniejsze sytuacje.

Trudno było wrócić do kadry? Części zawodniczek, która grała podczas twojego ostatniego turnieju w Apeldoorn w styczniu 2020 roku, już nie ma.

Mimo tej dużej przerwy, to znałam większość zespołu z kadry lub z klubu. Adaptacja przeszła naprawdę szybko. Dziewczyny przyjmują wszystkie zawodniczki z otwartymi ramionami.

Zmiana nastąpiła też na stanowisku trenera. Jaki jest Stefano Lavarini?

Włoch jest bardzo wymagającym trenerem. Zawsze szuka czegoś do poprawy zarówno jeśli chodzi o aspekty fizyczne, jak i mentalne. Często przypomina nam, w jaki sposób możemy się ulepszyć. Dużą rolę odgrywa u niego mental. Każdy kraj ma swoją specyfikę, my w Polsce też, więc dobrze, że ktoś z zewnątrz zauważa pewne rzeczy i nam o tym przypomina.

Jak zareagowałaś, gdy trener ogłosił, że pojedziesz do Paryża?

Po turnieju finałowym Ligi Narodów czułam, że mam szansę. To wszystko zależało od trenerów i spodziewałam się wszystkiego. Czekałyśmy na tę wiadomość, ale sztab był w dużo trudniejszej sytuacji jeśli chodzi o wybór. Było to po nich widać. My mogłyśmy wyżyć się na treningu, a to oni musieli się zastanawiać, jaki będzie najbardziej optymalny skład.

W 2020 roku też byłyście blisko kwalifikacji na igrzyska, ale w półfinale turnieju przegrałyście z Turczynkami 2:3, mimo że miałyście kilka piłek meczowych. Jaka jest różnica między tymi dwoma ekipami?

Kolosalna. Widzą to również wszyscy kibice, dziennikarze. Ten zespół przeszedł metamorfozę mentalną i fizyczną. Wiele dziewczyn gra w zagranicznych ligach i prezentuje najwyższy poziom. Przyszłam do tej kadry i zwróciłam uwagę na poziom tej grupy.

W tym sezonie występowałaś w Grupie Azoty Chemik Police, która znajdowała się na krawędzi upadki i niewypłacalności. Jak ciężki był to dla ciebie sezon pod względem niestabilności finansowej?

Wiadomości o kłopotach finansowych zaczęły pojawiać się w lutym. Dla nas to było oczywiste, że dogramy sezon do końca. Mogłyśmy pojechać do domu i siedzieć na kanapie, ale każda chciała występować. Nie było to aż tak trudne mentalnie. Każda z nas chciała zdobyć mistrzostwo i ostatecznie nam się to udało.

Czy sytuacja się poprawiła i jesteście blisko odzyskania zaległych pieniędzy?

Nie mogę za wiele zdradzić. Myślę jednak, że większość zespołu w jakiś sposób dogadała się z klubem. Nie wiem, jaka jest w tej chwili dokładnie sytuacja. Czekamy, bo to klub, który przez wiele lat był i dalej jest mi bliski, mimo że będę grać gdzieś indziej. Trzymam kciuki i mam nadzieję, że wszystko się ułoży.

Wróćmy do igrzysk: czujecie, że jedziecie do Paryża po medal?

Ta grupa jest nastawiona na dobry wynik. Każda z nas myśli w kategoriach powrotu do kraju z krążkiem na szyi. To wcale nie jest niemożliwe. Zrobimy wszystko, by przywieźć z Paryża wspaniałe wspomnienia.

Rozmawiał Arkadiusz Dudziak, WP SportoweFakty

Czytaj więcej:
"Liczę na to". Polka nie ma wątpliwości, po co jedzie do Paryża

Źródło artykułu: WP SportoweFakty