Na przełomie wieków AZS Częstochowa był hegemonem w kraju. Święta wojna z Mostostalem Kędzierzyn-Koźle do dziś jest wspominana przez kibiców w Częstochowie. AZS-u już nie ma, a fani tęsknili za wielką siatkówką. Jej namiastkę miał dać Steam Hemarpol Norwid Częstochowa, który w zeszłym roku był beniaminkiem PlusLigi.
Odejście trenera pomogło
Norwid utrzymał się w niej rzutem na taśmę. Aspiracje w klubie są jednak dużo wyższe. W letniej przerwie przebudowano skład, którego budowniczymi byli trener Igor Kolaković i dyrektor sportowy Łukasz Żygadło. Pierwszego w klubie już nie ma. Odszedł w atmosferze skandalu do tureckiego Halkbanku Ankara. Jednak w Norwidzie są mu wdzięczni za to, że w ogóle zaangażował się w pracę w klubie.
- Ta sytuacja z trenerem absolutnie nam pomogła, bo na pewno nie udałoby się przyciągnąć Ebadipoura, kiedy nie byłoby wiadomo, że będzie Kolaković. On był lepem, który Ebadipoura przyciągnął do klubu. Tutaj też rola Łukasza i jego relacji z Miladem. To w znakomity sposób zadziałało. Kolaković w jakimś sensie nam pomógł, mimo że go dzisiaj nie ma - powiedział w programie "Siódma Strefa" prezes klubu Krzysztof Wachowiak.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Ależ ma sylwetkę! Tak wygląda w stroju kąpielowym
Norwid istnieje od 20 lat. Długo odnosił sukcesy tylko w rozgrywkach juniorskich i młodzieżowych. Jednak to ma się zmienić. Klub ma wychowanków, którzy grali lub grają w reprezentacji Polski. Przykłady? Choćby Mateusz Bieniek i Bartosz Bednorz.
Janosik PlusLigi
W tym sezonie Norwid rozprawił się już z Jastrzębskim Węglem, Asseco Resovią Rzeszów, PGE Projektem Warszawa czy ZAKSĄ Kędzierzyn-Koźle, czyli bardziej znanymi i utytułowanymi klubami. Częstochowianie chcą na stałe dołączyć do ligowej czołówki. Wszak w mieście wciąż wspomina się wielkie sukcesy AZS-u.
- Duch AZS-u jest i cieszę się, że tak jest, bo bez AZS-u nie byłoby siatkówki w Częstochowie. Historia Norwida jest taka, że to ten klub budował zaplecze AZS-u. Nigdy nie był też konkurentem AZS-u. Życie potoczyło się w ten sposób, że AZS-u dzisiaj nie ma i jest Norwid. To że ten duch siatkówki w Częstochowie jest, pozwala nam cieszyć się, że ten klub budujemy. Robimy go dla tych ludzi, którzy tym duchem żyją - powiedział Lesław Walaszczyk, sponsor i prezes spółki zarządzającej klubem.
Przed tym sezonem budowę kadry powierzono dyrektorowi sportowemu Łukaszowi Żygadle, który pierwsze kroki w siatkówce stawiał właśnie w Norwidzie.
- Rola Łukasza jest bardzo szeroka. Ten aspekt sportowy, budowania zespołu. Bardzo liczymy na jego doświadczenie i czasami wręcz unikamy narzucenia czegoś czy proponowania. Myślę, że ten tegoroczny skład jest wersją "łukaszową". To on budował od początku do końca ten skład. On jest doskonale zorientowany w ligach europejskich. Niekoniecznie tych topowych - dodał Wachowiak.
Gwiazdy z Francji
Częstochowianie ruszyli na łowy do Francji. Stamtąd ściągnęli atakującego Patrika Indrę i rozgrywającego Quinna Isaacsona, którzy wyrastają na gwiazdy PlusLigi. Liderem zespołu jest doświadczony Milad Ebadipour. Podstawową szóstkę stanowią też Bartłomiej Lipiński, Sebastian Adamczyk i Daniel Popiela. Ten skład sprawił już kilka niespodzianek i myśli o kolejnych.
Zresztą zawodnicy Norwida doskonale zdają sobie sprawę z tego, że osiągając sukces mogą rozwinąć swoje kariery.
- To było zawsze moje marzenie, żeby zagrać w PlusLidze i to się właśnie spełnia. Nie jest też jednak tak, że zadowala mnie sama możliwość gry w Polsce. Przyjechałem do klubu, żeby ciężko pracować i cały czas podnosić swój poziom gry. Tych kilka rozegranych już meczów pokazało mi, jakie są moje największe słabości i nad czym muszę jeszcze więcej pracować - mówił Indra w rozmowie z serwisem plusliga.pl.
Przez ekspertów Norwid nazywany jest nie tylko czarnym koniem, ale i Janosikiem czy Robin Hoodem PlusLigi. Dlaczego? Ano dlatego, że zabiera punkty lepszym i rozdaje słabszym. Tak było choćby w starciu z Barkomem Każanami Lwów, które zakończyło się porażką częstochowian 0:3. Dla Ukraińców był to pierwszy triumf w sezonie.
- Mam nadzieję, że nie będziemy mieli takiej ksywki i będziemy grali równo z każdym przeciwnikiem. Na pewno stać nas na dużo lepsza grę z każdym rywalem, tylko musimy się skupić na tych małych rzeczach, które w końcowym wyniku robią dużą różnicę - powiedział Lipiński.
- Może cieszyć, że pokonujemy tych potentatów. Musimy się skupić i wziąć za siebie w meczach z zespołami niżej notowanymi, bo tam nam te punkty uciekają, a one są bardzo ważne dla nas. Myślę, że trochę inaczej by wyglądała tabela gdybyśmy wygrali ze Barkomem Każany Lwów i Ślepskiem Malow Suwałki, ale to gdybanie. Bo jeśli byśmy przegrali z Asseco Resovią czy Jastrzębskim Węglem bylibyśmy w tym samym miejscu co jesteśmy - dodał Poiela
Częstochowa nie jest miastem sportu
Norwid ma silną konkurencję nie tylko w PlusLidze, ale także w mieście. Większym zainteresowaniem cieszą się mecze piłkarskiego Rakowa i żużlowego Włókniarza. Jednak na spotkaniu z Jastrzębskim Węglem na trybunach zasiadło rekordowe 4 tysiące widzów.
- Konkurencja jest spora, ale nie czarujmy się: ludzie chcą być tam, gdzie coś dobrego się dzieje. Wyniki sportowe mocno nakręcają i przyciągają. 4 tysiące ludzi, które było na meczu z Jastrzębskim Węglem pokazują, że zapotrzebowanie na siatkówkę w Częstochowie w dalszym ciągu jest - mówił Wachowiak.
- Mam wrażenie, że Częstochowa nie korzysta z kreowania tego sportu i budowania miasta na sporcie. Mamy fantastyczne drużyny, które osiągają sukcesy, ale na co dzień w mieście nie słychać, by ono było sportowe. I być może to jest jakiś element, nad którym trzeba popracować - dodał Walaszczyk.
Co dalej?
Plany w Norwidzie są ambitne. Gdy kilka lat temu działacze zorganizowali konferencję, na której mówili, że celują w PlusLigę, niektórzy dziennikarze pukali się w głowę. Dziś z radością relacjonują mecze Norwida w elicie. Sami zawodnicy i działacze też nie chcą się zatrzymywać tylko na awansie do fazy play-off.
Przed sezonem podpisaliśmy umowę z Volley Veroną, co stworzyło nam możliwość podpatrywania tego, jak oni działają. Chcemy każdego roku dokonywać kolejnego małego kroku. Wierzę głęboko, że będziemy zadowoleni po tym sezonie i będziemy w innym miejscu niż po ubiegłym. Każdy kolejny, to myślę, że do pucharów już jest niedaleko - stwierdził Walaszczyk.
- Na pewno apetyt rośnie w miarę jedzenia. Widzimy i jesteśmy świadomi, że potencjał tego zespołu jest dużo wyżej. Nie zawsze uda się nam zagrać jak najlepsze spotkanie. Staramy się, żeby z treningu na trening i z meczu na mecz to wszystko wyglądało coraz lepiej. Trzeba pamiętać, że duża część zespołu została wymieniona. Cały czas się docieramy, szukamy naszego grania i myślę, że na przełomie listopada i grudnia będziemy grali naszą najlepszą siatkówkę - ocenił Lipiński.
Łukasz Witczyk, dziennikarz WP SportoweFakty