Norwid był zdecydowanym faworytem tego meczu. GKS to bowiem czerwona latarnia rozgrywek, ale częstochowianie wiedzieli, że nie będzie to łatwe starcie. Powód? Tydzień temu zmierzyli się z Barkomem Każanami Lwów, które wtedy też zamykały tabelę. Ukraiński zespół łatwo wygrał 3:0. Pod Jasną Górą obawiali się rozczarowującej powtórki.
Mecz rozpoczął się z drobnym opóźnieniem, a spowodowane było to oczekiwaniem na zakończenie meczu w Gdańsku. Tam po tie-breaku Trefl wygrał z Aluron CMC Wartą i po ostatniej piłce w tamtym meczu, zakończono rozgrzewkę w Częstochowie.
Gospodarze doskonale znali swoich przeciwników. Aż czterech z graczy katowickiego GKS-u w przeszłości grało w Norwidzie. Pierwszy set pokazał, że nie będzie to spacerek dla miejscowych. Gra była wyrównana, żadna z drużyn nie potrafiła wywalczyć bezpiecznej przewagi. Nie pomagały w tym błędy w polu serwisowym. GKS miał ich aż dziewięć.
ZOBACZ WIDEO: Był blisko odejścia ze Stali. "Zdawałem sobie sprawę, że to mogę być ja"
Dopiero w końcówce Norwidowi udało się odskoczyć. To dzięki skutecznej grze Patrika Indry, który popisywał się skutecznymi zagrywkami, ale i atakami. Częstochowianie wygrali 25:21 i wydawało się, że zeszła z nich presja.
Przed drugim setem na ławce GKS-u znalazł się Aymen Bouguerra, którego grę dobrze odczytywali rywale. Zastąpił go Jewhenij Kisiliuk. Ta zmiana pozwoliła katowiczanom na stosowanie innych opcji i GKS prezentował się lepiej. Uzyskał cztery "oczka" przewagi (13:9) i w trudnym położeniu postawił rywali.
Częstochowianie szybko wyciągnęli wnioski, doprowadzili do remisu 16:16 i gra zaczęła się od nowa. Kluczem do skutecznej gry gości były ataki środkiem. Tutaj bezkonkurencyjny był Bartłomiej Krulicki, który w końcówce dał swojej drużynie dwa "oczka" zaliczki (22:20). To jednak nie pozwoliło katowiczanom na wygraną.
Norwid odwrócił losy seta, ale miał też sporo szczęścia. Przy stanie 25:24 dla miejscowych piłka zatańczyła na siatce po zagrywce Isaacsona. Spadła po stronie gości, którzy przebili ją na drugą stronę. Przechodzącą piłkę skończył Indra i było 26:24. Częstochowianie po tej akcji cieszyli się tak, jakby już wygrali cały mecz.
Wygrana w takich okolicznościach dodała wiatru w żagle siatkarzom Norwida, lecz nie na długo. Częstochowianie prowadzili już 17:15 i wydawało się, że kontrolowali przebieg seta. Później na zagrywkę wszedł Krulicki, a w bloku brylował Łukasz Usowicz i zrobiło się 17:19. Tę serię udało się zakończyć dopiero Danielowi Popieli. Tym razem częstochowianom nie udało się odwrócić losów tej partii i było 2:1 w setach dla Norwida.
Na początku czwartej partii to katowiczanie prezentowali się lepiej. Po świetnych zagrywkach Gomułki wywalczyli trzy "oczka" przewagi (7:4). Częstochowianie starali się odrobić straty, ale nie pomagała w tym słabsza dyspozycja Milada Ebadipoura. Dopiero po błędach rywali udało się doprowadzić do remisu (15:15). W końcówce Norwid wrócił do dobrej gry, a po asie serwisowym Isaacsona było 20:18 dla gospodarzy, a po chwili po ataku Damiana Koguta 22:19. Tej przewagi Norwid nie dał już sobie wyszarpać i wygrał 3:1.
Steam Hemarpol Norwid Częstochowa - GKS Katowice 3:1 (25:21, 26:24, 21:25, 25:21)
Norwid: Popiela, Ebadipour, Indra, Isaacson, Adamczyk, Lipiński, Makoś (libero) oraz Schmidt, Kowalski, Borkowski, Kogut
GKS: Bouguerra, Gomułka, Krulicki, Usowicz, Berger, Tuaniga, Mariański (libero) oraz Gibek, Kisiluk, Domagała.
MVP: Patrik Indra (Steam Hemarpol Norwid Częstochowa).