Reprezentacja Niemiec pod wodzą Michała Winiarskiego od 2023 roku mocno zaskakuje wszystkich fanów siatkówki. Po świetnym turnieju kwalifikacyjnym do igrzysk olimpijskich zespół zachodnich sąsiadów pokazał się również z dobrej strony podczas samych zmagań w Paryżu. Ich marsz po sukces zakończyli mistrzowie olimpijscy Francuzi, którzy jednak do ostatniej piłki w tie-breaku musieli mieć się na baczności.
Igrzyska w cieniu budowy formy
Winiarski nie skorzystał w minionym sezonie z usług Linusa Webera, którego od lat uważa się za następcę Georga Grozera i Jochena Schopsa. Pierwszy z wymienionych pomimo 40 lat na karku wciąż pokazuje światową formę. Dodatkowo polski selekcjoner „wynalazł” dla kadry dobrych zmienników, przez co nie wydaje się, by mógł żałować swojej decyzji.
Weberowi przeszkodziły także problemy zdrowotne, przez co nie mógł pokazać się z dobrej strony w 2023 roku. Tego lata podczas gdy jego koledzy walczyli na igrzyskach, on sam przygotowywał się do kolejnego sezonu w barwach PGE Projektu Warszawa. W meczu Ligi Mistrzów przeciwko Berlin Recycling Volleys pokazał świetną dyspozycję, zgarniając statuetkę MVP na Torwarze. W rozmowie z WP SportoweFakty atakujący z Gery zdradza kulisy powrotu do formy, a także dzieli się spostrzeżeniami na temat życia w Warszawie.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie Błysk byłego piłkarza Barcelony! Fantastyczny gol
Michał Winiarczyk, WP SportoweFakty: Grałeś przeciwko swojej byłej drużynie, przeciwko zawodnikom, których dobrze znasz z reprezentacji. Pojedynek z Berlin Recycling Volleys ma dla ciebie specjalne znaczenie?
Linus Weber, atakujący PGE Projektu Warszawa: Oczywiście, że patrzę na tę rywalizację w specjalnym znaczeniu. Mierzyłem się z byłym klubem, w którym stawiałem pierwsze kroki w profesjonalnej siatkówce. Wygrałem z nimi mistrzostwo Niemiec w 2019 roku. Spotkałem wiele znajomych twarzy. Dodatkowo wielu znajomych z moich rodzinnych stron, a także z Berlina oglądało ten pojedynek. Miałem więc motywację, by pokazać się z dobrej strony. Chciałem także pokazać moc PlusLigi. Chyba się udało.
Gdyby spojrzeć na mecz pod względem "suchego wyniku", nikt nie spodziewałby się wyrównanej walki. Pomimo zwycięstwa 3:0 rywal potrafił sprawić wam kłopoty.
Z obu stron leciały mocne serwisy. Przez sporą część każdego setów jeden zespół gonił drugi. Niczym w biegu na 400 metrów, o losach partii decydował finisz. Można z góry zakładać, że rewanż w Berlinie nie będzie łatwym pojedynkiem. Ważne były także błędy. Nie mogliśmy sobie pozwolić na nie, bo goście potrafili je wykorzystywać. Szczęśliwie to my notowaliśmy udane końcówki, co dało w konsekwencji zwycięstwo za trzy punkty.
Rozmawiałem z trenerem Banksem. Powiedział, że dużym atutem Projektu jest fakt, iż gra w czołowej lidze świata, która jest bardzo wyrównana. Berlin Recycling Volleys jest z kolei dominatorem na swoim podwórku i nie ma okazji do regularnej rywalizacji z tak mocnymi przeciwnikami.
Rozumiem jego punkt widzenia i w sumie się zgadzam, ale zwróćmy uwagę na drugą stronę medalu. Oni są mniej obciążeni fizycznie. Tak naprawdę w ostatnich tygodniach gramy co parę dni. To wymęczające. Spisujemy się dobrze, bo na każdej pozycji mamy dobrych zmienników. Choćby w spotkaniu przeciwko Berlinowi "Tobi" (Tobias Brand – przyp. red.) otrzymał szansę i ją wykorzystał. W sumie to nawet ja nie spodziewałem się, że tyle zagram. To tylko pokazuje naszą siłę, że niezależnie od natężenia jesteśmy w stanie wygrać z zespołem, który króluje na swoim terytorium.
Taka ligowa dominacja jak w przypadku berlińczyków to wada czy zaleta?
Raczej zaleta. Wystarczy spojrzeć na ich mowę ciała. Przez cały mecz byli pewni siebie. Nie bali się ryzyka. Ciągle czuli, że mogą odwrócić losy spotkania. To coś, co nabyli przez lata zwyciężania w Bundeslidze. Tak naprawdę, dopóki nie grają z rywalem z czołowej ligi świata, to nie mogą być pewni prawdziwej mocy.
Mamy niemalże półmetek sezonu zasadniczego PlusLigi. Jesteś zadowolony ze swojej dyspozycji?
Na ten moment tak. Przez lato pracowałem nad przygotowaniem dobrej formy. Teraz to się właśnie objawia. Co więcej, czuję w sobie jeszcze rezerwy. Co do całego zespołu, to także możemy być zadowoleni, choć nie spoczywamy na laurach. Wiemy, co zrobiliśmy do tej pory, jak również wiemy, co jeszcze jesteśmy w stanie zrobić.
W lecie chętnie dzieliłeś się w mediach społecznościowych materiałami z treningów z fizjoterapeutą. Ćwiczenia z myślą, że w Paryżu twoi koledzy z kadry walczą na igrzyskach, były boleśniejsze?
Nie będę kłamał - tak. Staram się jednak szukać pozytywów w tej sytuacji. Miałem okazję naprawdę popracować mocno nad swoim ciałem. Zrozumiałem, że tak naprawdę podczas zgrupowań reprezentacji nie mam możliwości indywidualnego przygotowania fizycznego i technicznego skrojonego pode mnie. W tym roku każdy dzień treningowy był świetnie dopasowany pod moje potrzeby. Uważam, że poprawiłem się we wszystkich możliwych elementach. Jestem również bardziej świadomym zawodnikiem.
Patrząc na igrzyska i dyspozycję 40-letniego Georga Grozera można się zastanawiać, kto szybciej zakończy karierę - on czy ty.
To jest wciąż grająca legenda siatkówki. Ten człowiek żyje siatkówką. Trochę się różnimy pod tym względem. Nie wydaje mi się, żeby aż tak długo grał, ale kto wie. Poza tym mam jeszcze przed sobą trochę lat gry. Nie kończcie mi kariery.
Z powodu spokojniejszego lata miałeś okazję poznać bardziej Polskę. Jak ci się podoba kraj w trakcie kolejnego roku pobytu? Słyszałem jak w rozmowie z kibicami dodawałeś polskie słówka.
Znam podstawowe wyrazy, "rozumiem" sporo, a mam nadzieję, że z biegiem czasu będzie jeszcze lepiej. Warszawa w trakcie lata to fantastyczne miasto. Bardzo cieszę się, że mogę tutaj żyć. Mieszkam tu już trzeci rok i mogę powiedzieć, że świetnie się tu zaaklimatyzowałem.
Rozmawiał Michał Winiarczyk, WP SportoweFakty