Amerykanin przyjechał do Polski i jest zachwycony. Tak mówi o naszej historii

Instagram / Aluron CMC Warta Zawiercie / Na zdjęciu: Aaron Russell (po prawej) i Kyle Ensing
Instagram / Aluron CMC Warta Zawiercie / Na zdjęciu: Aaron Russell (po prawej) i Kyle Ensing

- Uczyliśmy się w szkole o II wojnie światowej, więc przyjazd do Polski miał wymiar emocjonalny - mówi WP SportoweFakty amerykański siatkarz Aaron Russell. Opowiada też o życiu w naszym kraju, półfinale IO z Polską i ważnych decyzjach ws. kadry.

Arkadiusz Dudziak, WP SportoweFakty: Jesteś siatkarzem i przy okazji ogromnym fanem historii. To rzadkie połączenie.

Aaron Russell, przyjmujący reprezentacji USA oraz Aluron CMC Warty Zawiercie: Historia jest kluczowa i warto ją poznawać. Zwłaszcza tę najnowszą, bo ona wyjaśnia to, co się dzieje teraz na świecie. Oprócz tego interesuje mnie średniowiecze, bo jest bardzo tajemnicze. W szkole to był zawsze mój ulubiony przedmiot.

W USA dzieci uczą się o historii naszego regionu czy amerykańska historia jest na tyle bogata, że koncentrujecie się głównie na niej?

Nie powiedziałbym, że nasza historia jest bogata, bo to bardzo nowy kraj. Nie uczymy się osobno o Polsce, ale z racji tego, że w USA żyje sporo osób europejskiego pochodzenia, to uczymy się sporo o historii Europy. Zawsze staram się poznać historię kraju, w którym gram. Dlatego bardzo podobały mi się Włochy, Japonia też była fascynująca, zwłaszcza samurajowie i era Edo, która ma ogromny wpływ na postrzeganie Japonii w popkulturze.

Miałeś okazję poznać trochę naszą historię?

Tak, bardzo zaciekawiła mnie królowa Jadwiga. Poza tym uczyliśmy się w szkole o II wojnie światowej, więc przyjazd do Polski miał wymiar emocjonalny. Do tego Zawiercie leży godzinę drogi od Auschwitz. Byliście okupowani przez Związek Radziecki przez kilkadziesiąt lat. Staram się zgłębiać wiedzę i szukać podcastów też o mniej oczywistych rzeczach z historii Polski, ale bardzo trudno coś znaleźć po angielsku.

Gdy mieszkałeś w Hiroszimie, to zwiedziłeś sporo miejsc związanych z drugą wojną światową. W Polsce też?

Gdy byłem w Hiroszimie, kilka razy z żoną odwiedziliśmy muzeum poświęcone drugiej wojnie światowej i bombie atomowej. Później, gdy oglądaliśmy film "Oppenheimer", to przeżyliśmy go zdecydowanie mocniej. Myślę, że Auschwitz to jeszcze trudniejsze doświadczenie. To ważna część historii, o której nie możemy zapomnieć. Chcemy jednak tam pojechać w tym lub przyszłym roku.

Mieszkasz już w Polsce kilka miesięcy. Jak ci się tu żyje?

Bardzo dobrze. Mówili mi, że Polacy są trochę zdystansowani, niektórzy uważają to nawet za coś negatywnego czy nieuprzejmego. Ale ja nie. Po prostu jesteście mniej ekstrawertyczni. Sam też jestem nieśmiały, powściągliwy, więc mi to pasuje.

Coś cię zaskoczyło w życiu w małym polskim mieście, jakim jest Zawiercie?

Zawiercie jest małe, ale mi się tu podoba. Do tego blisko mamy Kraków i Katowice. Przede wszystkim muszę powiedzieć, że jest bardzo zimno. Jestem ze stanu Maryland, który leży mniej więcej w środku USA. Teraz z żoną mamy dom na Florydzie, gdzie zawsze jest ciepło. Później grałem we Włoszech, w Japonii, gdzie takich temperatur jak w Polsce nie było.

Jak ci idzie nauka polskiego?

Zrobiłem sobie trochę lekcji na Duolingo i to było ciekawe doświadczenie. Wasz język jest naprawdę trudny. Trochę staram się podłapywać słów od kolegów z drużyny, podpytuję. Muszę przyznać, że nauczyli mnie sporo brzydkich słów.

Masz ciągle w głowie ten przegrany półfinał olimpijski z Polską? Czasem oglądam ten mecz i zastanawiam się, jakim cudem wygraliśmy. Prowadziliście 2:1, 12:9, nasz libero grał z urazem barku, a rozgrywający miał kontuzję.

Myślę o tym, choć staram się, by to nie było dla mnie koszmarne doświadczenie, lecz pouczające, żebyśmy następnym razem nie wypuścili niemal wygranego meczu. Zdecydowanie zwyciężyliśmy w trzecim secie, Polakom nic się nie układało. W czwartej partii, kiedy prowadziliśmy kilkoma punktami, pojawiło się kilka nieodpowiedzialnych zagrań po naszej stronie.

Gdy wydawaliście się już pokonani, przygnębieni, a my podaliśmy wam rękę. Wcześniej Polacy myśleli: "Amerykanie są na innym poziomie. Nie ma szans, że dziś z nimi wygramy". A po naszych błędach już przestali. Uwierzyli, że mają szansę. Zaczęło im wychodzić. Nie wiem, czy straciliśmy koncentrację, czy przygniotło nas ciśnienie.

Część ekspertów sądzi, że to wejście Grzegorza Łomacza odmieniło grę, bo nie byliście przygotowani na jego styl gry. Na ile to prawda?

Łomacz to topowy rozgrywający. Nie wiem, czy nas to zaskoczyło, ale jego wejście zmieniło dynamikę gry, styl, tempo rozgrywania akcji. To mogło zadecydować o wyniku.

Zdobyliście ostatecznie brązowy medal olimpijski. Wydaje mi się, że byłeś rozczarowany tym wynikiem.

To już mój drugi brązowy medal olimpijski. W 2016 też przegraliśmy półfinał w pięciu setach, tylko że z Włochami. Też wygrywaliśmy wtedy 2:1, a w czwartym secie mieliśmy prowadzenie. Naszym celem było złoto.

W Rio byłem jednak bardziej rozczarowany. Gdy zobaczyłem, jak Brazylia się cieszy po ostatnim punkcie, to mocno mnie to uderzyło. Myślałem sobie: "To mogłem być ja". W Paryżu było trochę inaczej, bo wróciłem do kadry po operacji kontuzji biodra, przez którą nie pojechałem na poprzednie igrzyska w Tokio. W hali byli rodzice, żona, moje dziecko, więc mimo wszystko odczuwałem większą satysfakcję i byłem bardziej spełniony.

Byłeś zaskoczony, że trener John Speraw opuścił was po igrzyskach?

Trochę tak. John jest mocno związany z Los Angeles, więc myślałem, że tym bardziej będzie chciał zostać, by zagrać igrzyska u siebie. Sam wiele mu zawdzięczam, ukształtował mnie jako zawodnika, więc jestem mu wdzięczny.

Waszym trenerem będzie Karch Kiraly, legenda trenerska żeńskiej kadry USA i mistrz olimpijski z Tokio. Jak na to zareagowałeś?

Byłem trochę zaskoczony, bo myślałem, że zostanie dłużej z żeńską kadrą. Jest kapitalnym trenerem. Wciąż nie wiem, jaka będzie moja przyszłość w reprezentacji. Trenowanie pod jego okiem byłoby dla mnie zaszczytem.

Robisz sobie roczną przerwę od kadry. Dlaczego?

Od 10 lat gram przez cały rok, w klubie i w kadrze. Chciałem sobie zrobić przerwę już po igrzyskach w Tokio, ale z powodu operacji biodra musiałem wrócić do formy, nie było czasu na odpoczynek. Do tego urodziło mi się dziecko i chcę pomóc żonie. Osiem lat temu kupiłem dom na Florydzie i zgadnij, ile w nim łącznie przebywałem.

Pewnie rok.

Nawet nie. Mniej więcej cztery miesiące w okresie ośmiu lat. Chcę też się trochę pocieszyć życiem. Poza tym młodsi zawodnicy dostaną szansę rozwoju więc to też podziała dobrze na przyszłość kadry.

Dalej siatkówka w USA uznawana jest za sport dla kobiet?

Oczywiście. Futbol amerykański, koszykówka, hokej, baseball czy nawet piłka nożna są zdecydowanie popularniejsze. Wszyscy myślą, że uprawiam koszykówkę. Jak mówię w kraju, że jestem siatkarzem, to wiele osób jest zdziwionych.

Na początku kariery trenowałeś właśnie z dziewczynami. Jak to się stało?

Nie mieliśmy w szkole męskiej drużyny siatkarskiej. Trenowałem wtedy głównie piłkę nożną. To działało tak, że sezon rozgrywek chłopców jest na wiosnę, a dziewczynek na jesień. My z piłki odpadaliśmy zazwyczaj szybko, a dziewczyny grały naprawdę dobrze i zawsze zachodziły daleko. Mój tata znał trenera żeńskiej drużyny z naszej szkoły i ja, mój brat oraz jeden z naszych kumpli zostaliśmy wzięci do pomocy w treningu.

Atakowaliśmy, blokowaliśmy, serwowaliśmy. Mieliśmy naprawdę dużo zabawy. Sporo dziewczyn denerwowało się na nas, że skaczemy za wysoko czy atakujemy zbyt mocno.

Kiedy nastąpił taki moment, że zdecydowałeś się przerzucić na siatkówkę?

Wcześniej uprawiałem piłkę, a kluby i uniwersytety zaczynały się mną interesować. Ale czułem się zmęczony i wypalony. Przerzuciłem się więc na siatkówkę i po drugiej klasie liceum zacząłem w nią grać na poważnie.

Jak to się stało, że na mecz żeńskiej ligi uniwersyteckiej pomiędzy Nebraską a Omahą przyszło ponad 92 tys. ludzi.

Nebraska to jeden z najlepszych zespołów uniwersyteckich, a Omaha to ich lokalny rywal. Do tego też chcieli pobić rekord, więc było sporo osób na trybunach, które normalnie nie interesowały się siatkówką.

Zainteresowanie kobiecą ligą uniwersytecką jest zdecydowanie większe niż męską i meczami reprezentacji. Żeńska kadra będzie miała fanów, gdziekolwiek w USA nie pojedzie. U nas nie jest tak kolorowo.

Zamierzasz kontynuować karierę do igrzysk w Los Angeles?

Nie kończę reprezentacyjnej kariery, ale będę co lato podejmował decyzję, czy chcę grać dalej w reprezentacji. Tak dobrze mi się żyje z kolegami z kadry, że być może po miesiącu zatęsknię za tym. Oczywiście, zdobycie złota olimpijskiego przed własną publicznością byłoby czymś wyjątkowym, ale wygrywanie to nie wszystko w życiu.

Komentarze (4)
avatar
Cieć.
2.01.2025
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Czemu zachwycony? Ano śniegu nie ma a wszędzie na około biało, czasami jakaś czarna plamka przeleci. 
avatar
kikla
2.01.2025
Zgłoś do moderacji
14
8
Odpowiedz
Droga redakcjo, kogo to interesuje? Zapewniam, że NIKOGO. Gdzie artykuł o narastającej biedzie, inflacji, upadającej oświacie i służbie zdrowia. Gdzie o tym , co rząd zamierza z tym zrobić i za Czytaj całość
avatar
Ja196908
2.01.2025
Zgłoś do moderacji
4
2
Odpowiedz
Tak na marginesie Jadwiga była królem. Królową została po ślubie z jogaiłą.