LM: Thriller zakończony happy endem - relacja z meczu Knack Randstad Roeselare - PGE Skra Bełchatów

Niesamowite wahania formy towarzyszyły mistrzom Polski w meczu czwartej kolejki Champions League z Knack Randstad Roeselare. Bełchatowianie przegrywali już 0:2, jednak oblicze spotkania zmieniły diametralnie zmiany wprowadzone przez Jacka Nawrockiego. Mariusz Wlazły i Michał Bąkiewicz mieli niebagatelny wpływ na ostateczne zwycięstwo PGE Skry Bełchatów 3:2 na arcytrudnym terenie przeciwnika.

W tym artykule dowiesz się o:

Bełchatowianie nie łudzili się, że w Belgii czeka ich równie gładkie spotkanie, jak podczas konfrontacji z Knack Randstad Roeselare w Łodzi. Rywale żądni rewanżu za porażkę 0:3 chcieli za wszelką cenę podtrzymać dobrą passę zwycięstw w europejskich pucharach z polskimi zespołami na swoim terenie. Jacek Nawrocki w pierwszym secie desygnował do gry Jakuba Novotnego. Szkoleniowiec Roeselare, Dominique Baeyens zaś Ivana Contrerasa. Od początku spotkania inicjatywę przejęli gracze Skry - skuteczny blok bełchatowian na Danilo pozwolił im objąć trzypunktową przewagę (3:6), którą utrzymali do pierwszej przerwy technicznej (5:8). As serwisowy Verhannemana pozwolił zbliżyć się gospodarzom na jedno oczko do mistrzów Polski, by niewiele chwil później, po błędzie Bartosza Kurka w przyjęciu zagrywki, doprowadzić do remisu (12:12). Od tej pory walka była bardzo wyrównana. Dopiero po drugiej przerwie technicznej seryjnie błędy zaczęli popełniać bełchatowianie i przy stanie 17:15 dla belgijskiej drużyny o czas zmuszony był poprosić Jacek Nawrocki. Swoista asekuracja w atakach Novotnego, powracającego po kontuzji, mocno jednak hamowała zamiary Skry Bełchatów. Jego autowe zbicie zakończyło inauguracyjnego seta, ostatecznie przegranego przez mistrzów Polski 22:25.

Pogrążona w chaosie PGE Skra Bełchatów drugą partię rozpoczęła od kompromitującej serii błędów. Gdy na tablicy świetlnej, po autowym ataku Marcina Możdżonka, wyświetlił się wynik 5:1 na korzyść gospodarzy, bezzwłocznie ingerować musiał Jacek Nawrocki. - Myślmy o grze. Nie patrzmy na wynik, nie patrzmy na punkty! - mobilizował swoich graczy, którzy po powrocie na parkiet zaczęli grać nieco bardziej znośną siatkówkę. Doprowadzili nawet do remisu, jednak tego, co stało się po pierwszej przerwie technicznej, nie sposób wręcz opisywać. Aż trzy razy punkty bezpośrednio z zagrywki zdobył wówczas Danilo. Gacek, Kurek oraz Antiga byli bezradni. Na korzyść wicemistrzów Belgii, a przeciwko polskiej drużynie, przemawiała przede wszystkim lekkość ich gry, którą umiejętnie kierował Frank Depestele. Po drugiej przerwie technicznej, kiedy to Skra przegrywała już 11:16, na parkiecie pojawili się Michał Bąkiewicz oraz Mariusz Wlazły. Sytuacja w teamie z Bełchatowa nie uległa jednak poprawie. Zawodnicy Jacka Nawrockiego przegrali 19:25 i nic nie wskazywało na to, by oblicze meczu mogło ulec drastycznej zmianie.

Od początku trzeciej partii na boisku pozostali wprowadzeni wcześniej Bąkiewicz z Wlazłym. Na pierwszej przerwie technicznej, to Skra zameldowała się z aż siedmiopunktową przewagą i w końcu w szeregach mistrza Polski widać było namiastki dobrej gry. Sporo ożywienia, a także spokoju w przyjęciu, wniósł Michał Bąkiewicz. Również w kontrach, jak za dobrych czasów, błyszczał często wykorzystywany atakujący Skry, Mariusz Wlazły. Bełchatowianie zaczęli dominować, a gracze belgijskiego teamu coraz bardziej nieudolnie radzili sobie w przyjęciu. Na drugiej przerwie technicznej, na którą zespoły schodziły po skutecznym ataku Antigi na pojedynczym bloku, na tablicy świetlnej widniał wynik 16:7 dla polskiej drużyny. Bełchatowianie grali niczym w amoku i zwyciężyli w tej partii zadziwiająco gładko 13:25, co zapowiadało dalszą zaciętą rywalizację.

Czwarty set rozpoczął udanym atakiem Mariusz Wlazły. Zdecydowaną inicjatywę w pojedynku zaczęła przejmować Skra Bełchatów, która na pierwszej przerwie technicznej prowadziła dwoma oczkami, by w konsekwencji doprowadzić do stanu 13:7 po efektownym bloku Możdżonka. Po dwóch kolejnych skutecznych akcjach środkowego mistrza Polski o czas poprosił szkoleniowiec Knack Roeselare, Dominique Baeyens (7:15). Bełchatowianie kontrolowali jednak już do końca przebieg ów partii, którą rozstrzygnęli szybko na swoją korzyść, zapisując taki sam wynik jak w secie poprzednim (13:25).

Po dwóch gładko przegranych setach przez Skrę Bełchatów mało kto zapewne wierzył, że ta odrodzi się i doprowadzi do tie-breaka. Końcową partię udanie otworzył Wlazły. Swoją cegiełkę dołożył także Antiga i gdy siatkarze Jacka Nawrockiego wyszli na prowadzenie 6:2 o czas zmuszony był poprosić trener gospodarzy. Po zmianie stron jednak wicemistrzowie Belgii próbowali uparcie odrabiać straty. Sporo kontrowersji wzbudził atak Mariusza Wlazłego, po którym sędzia, wedle zawodników Skry, niesłusznie przyznał punkt belgijskiej drużynie, sugerując, że polski atakujący posłał piłkę bez bloku poza plac gry (12:13). Schematyczność rozegrania Falasci w końcówce powodowała, że Mariusz był wielokrotnie blokowany. Ostatecznie jednak wojnę nerwów wygrali bełchatowianie. Zwycięstwo 3:2 niewątpliwie jest olbrzymim krokiem w stronę ich ostatecznego triumfu w grupie D.

Knack Randstad Roeselare - PGE Skra Bełchatów 2:3 (25:22, 25:19, 13:25, 13:25, 13:15)

Knack Randstad Roeselare: Frank Depestele, Ivan Contreras, Danilo Alves Dos Santos, Dragan Radovic, Tije Vlam, Matthijs Verhanneman, Manuel Callebert (libero) oraz Mark Dodds, Hendrik Tuerlinckx, Wouter Verhelst, Joost Borremans.

PGE Skra Bełchatów: Miguel Falasca, Stephane Antiga, Bartosz Kurek, Jakub Novotny, Daniel Pliński, Marcin Możdżonek, Piotr Gacek (libero) oraz Michał Bąkiewicz, Mariusz Wlazły.

Komentarze (0)