Dlaczego nie? - II część rozmowy z Katarzyną Skowrońską-Dolatą, zawodniczką Scavolini Pesaro

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

W tym roku polskie siatkarki wystąpią na Mistrzostwach Świata, wielu kibiców nie wyobraża sobie, by na tej imprezie nie wystąpiła Katarzyna Skowrońska-Dolata. <i>- Marzę by pojechać z reprezentacją na Mistrzostwa Świata do Japonii i poprawić ten okropny wynik, który zrobiłyśmy 4 lata temu</i> - zadeklarowała siatkarka. Jednak trwa sezon klubowy, tym samym również europejskie puchary. Czy polski zespół ma szansę wygrać Ligę Mistrzyń? <i>- Dlaczego nie?</i> - stwierdziła Katarzyna Skowrońska.

Olga Krzysztofik: Czy powrót na parkiet po kontuzji był dla pani ciężki?

Katarzyna Skowrońska-Dolata: - Powrót po każdej kontuzji jest ciężki dla sportowca. Ścięgno Achillesa jest o tyle niewdzięcznym miejscem dla zawodników, że przypomina o sobie nawet w czasie gdy nie trenujesz. Nie życzę największemu wrogowi, by musiał przechodzić, to co ja przeszłam w te wakacje.

Odczuwa pani jeszcze jakiś ból po tej kontuzji?

- Lekarze powiedzieli, że ból będę odczuwać jeszcze przez około 6 miesięcy od czasu powrotu na boisko. Gram dopiero 4 miesiące.

Co było trudniejsze - okres rehabilitacji i fakt, że nie mogła pani wyjść na parkiet czy moment powrotu, gdy wszystkie oczy były skierowane na panią?

- Zdecydowanie okres rehabilitacji, który był bardzo bolesny i wymagał ode mnie wielu wyrzeczeń.

A może przyjazd na zgrupowanie i dość szybki oraz niespodziewany wyjazd?

- Na kadrę przyjechałam z wielkimi chęciami. W międzyczasie okazało się, że kontuzja powraca i niezbędne będzie przeprowadzenie odpowiedniej kuracji. Zgodnie orzekli to lekarze polscy i włoscy. Nie miałam więc wyboru. O wszystkim zdecydowałam wspólnie z trenerem Matlakiem, który zrozumiał moją sytuację doskonale, za co jestem mu bardzo wdzięczna.

W statystykach Ligi Mistrzyń jest pani najlepiej punktującą zawodniczką w swojej drużynie po fazie grupowej. Czy jest to znak powrotu do wielkiej formy?

- Do mojej optymalnej formy jeszcze mi daleko. Staram się grać jak najlepiej, ale brakuje mi jeszcze stabilizacji na wysokim poziomie.

Zobaczymy panią w tym sezonie w reprezentacyjnej koszulce?

- Jeżeli tylko zdrowie pozwoli, to z wielką chęcią. Marzę by pojechać z reprezentacją na Mistrzostwa Świata do Japonii i poprawić ten okropny wynik, który zrobiłyśmy 4 lata temu.

Kontaktowała się pani już z trenerem Matlakiem? Rozmawialiście na temat zdrowia i ewentualnego przyjazdu na zgrupowanie kadry narodowej?

- Nie miałam okazji rozmawiać jeszcze z trenerem Matlakiem w tym sezonie.

Nie było żalu, gdy nasza reprezentacja zdobyła brązowy medal Mistrzostw Europy?

- Wręcz przeciwnie. Była radość, że spisały się tak dobrze. Bardzo im kibicowałam i byłam z drużyną w stałym kontakcie. Dziewczyny osiągnęły bardzo dobry wynik i należą im się za to wielkie brawa.

Z powodu kontuzji prawie cały sezon reprezentacyjny spędziła pani trochę z boku kadry. Czy zauważyła pani jakieś nowe talenty?

- Znam wszystkie zawodniczki, które były w tym roku w kadrze i mniej więcej wiem na co je stać. Szczególnie dobre wrażenie zrobiła na mnie gra Asi Kaczor, która bardzo dobrze radziła sobie na pozycji atakującej i Ola Przybysz (Przybysz to panieńskie nazwisko Aleksandry Jagieło - przyp. red), która w fantastycznym stylu wróciła do kadry i była jej liderką.

Kadra B zdobyła brąz na Uniwersjadzie. W jej składzie występowały trzy zawodniczki MKS-u Dąbrowa Górnicza: libero Krystyna Strasz, przyjmująca Ewelina Sieczka oraz rozgrywająca Marta Haładyn. Jak oceni pani ich grę? Mają szanse na występy w pierwszej reprezentacji?

- Każdy musi najpierw pokazać, że należy mu się gra w reprezentacji poprzez całoroczną pracę, więc wszystko leży w rękach tych dziewczyn. Potem o ich szansach zdecyduje trener reprezentacji.

W tym roku naszą kadrę czekają Mistrzostwa Świata. Myśli Pani, że Japonia tym razem okaże się bardziej szczęśliwa niż w 2006 roku?

- Nie widzę innej możliwości. Gorzej niż było być już nie może.

Z pokonaniem Algierii, Kostaryki czy Peru, które są dla nas egzotycznymi drużynami, nie powinno być problemu. To z Serbkami i Japonkami będziecie walczyć o pierwsze miejsce w grupie. Oceniając po Mistrzostwach Europy, w których Serbki wypadły blado oraz po Pucharze Wielkich Mistrzyń, podczas którego Japonki nie zaprezentowały się dobrze, mamy szanse na zwycięstwa w pojedynkach z tymi drużynami?

- Myślę, że mamy realne szanse dojść nawet do ćwierćfinału, a wtedy już wszystko może się zdarzyć. Mamy silny zespół, który stać na nawiązanie walki z każdym.

O sile reprezentacji w jakimś stopniu stanowi krajowa liga. W PlusLidze Kobiet są dwie silne drużyny - Bank BPS Muszyna oraz Aluprof Bielsko-Biała. Do tej wielkiej dwójki chce dołączyć ENION MKS Dąbrowa Górnicza. Jednak dlaczego polskie ekipy nie osiągają sukcesów na parkietach międzynarodowych?

- Dlatego, że nie są przyzwyczajone do gry na wysokim poziomie przez dłuższy okres. W lidze polskiej meczów na szczycie jest zaledwie kilka w sezonie, reszta jest raczej łatwa do wygrania. Na sukces w Lidze Mistrzyń składa się wiele rzeczy... Między innymi doświadczenie, które zbiera się latami.

Bogdan Serwiński, szkoleniowiec zespołu z Muszyny, mistrza Polski, powiedział, że chce wygrać Ligę Mistrzyń. Sądzi Pani, że jest to realne?

- Bardzo mu tego życzę, ale może nie w tym sezonie, bo jesteśmy my. Tak poważnie to myślę, że mimo wszystko jest kilka zespołów minimalnie silniejszych od ekipy z Muszyny w tegorocznej Lidze Mistrzyń, dlatego trenerowi Serwińskiemu będzie bardzo trudno osiągnąć ten cel. Ale za kilka lat... Dlaczego nie?

Pomiędzy ligą polską a włoską jest duża różnica. Co można zrobić, aby zniwelować tę różnicę?

- Korzystać z zagranicznej myśli szkoleniowej i zagranicznych zawodniczek, które pomogą podnieść poziom ligi, tak jak to się stało w męskiej PlusLidze. Nie można ciągnąć dwóch srok za ogon i mieć silnej reprezentacji oraz silnej ligi bez zagranicznych gwiazd. Nie można bać się różnic językowych i problemów, które się z tym wiążą. Tak zrobili Włosi oraz Turcy i znacznie na tym zyskali. Mamy tym ludziom wiele do zaoferowania. Bez nich będzie trudno osiągnąć poziom najlepszych zespołów w Europie.

Wtedy powróci pani do Polski?

- Być może. Na razie jestem w Pesaro, gdzie czuję się dobrze i nigdzie się nie ruszam.

Naszym celem jest wygrać wszystko - I część rozmowy z Katarzyną Skowrońską-Dolatą, zawodniczką Scavolini Pesaro

Źródło artykułu:
Komentarze (0)