Paweł Sala: Sezon zasadniczy 2009/2010 w PlusLidze wielkimi krokami zbliża się do końca. Tymczasem przed Waszym zespołem dopiero być może najważniejsze mecze w tym roku w kontekście walki o uniknięcie gry o utrzymanie w elicie. Jaka panuje atmosfera w tej chwili w Waszym zespole?
Wojciech Żaliński: W drużynie panuje bojowa atmosfera. Każdy z zawodników zdaje sobie sprawę, jaką presję niesie za sobą najbliższy mecz z Wieluniem, jednak nie jesteśmy sparaliżowani stawką tego pojedynku.
Przed Wami bardzo ważny mecz z Pamapolem Siatkarz Wieluń, bezpośrednim rywalem w walce o uniknięcie gry o utrzymanie w lidze. W pierwszym spotkaniu obu drużyn byliście lepsi od wielunian wygrywając 3:1 i to na ich terenie. Wiecie już jak z nimi wygrywać. Czy atut własnego parkietu może Wam jakoś szczególnie pomóc?
- Myślę, że kluczem do zwycięstwa będzie dobra gra w poszczególnych elementach technicznych, myślę tutaj szczególnie o przyjęciu i bloku, natomiast własny parkiet jest tutaj sprawą drugorzędną.
Trener Jan Such podkreślał ostatnio na łamach jednego z dzienników sportowych, że Delecta zrobiła wam dużą krzywdę przegrywając niespodziewanie z Pamapolem i Neckermannem AZS Politechniką. Wasza sytuacja w tabeli przed meczem z warszawianami była fatalna, na szczęście udało wam się z nimi wygrać. Co zadecydowało o zwycięstwie z Politechniką?
- Odnosząc się do Delecty, to uważam ze bydgoszczanie przede wszystkim krzywdę zrobili sami sobie, ponieważ oni walczą o jak najwyższą lokatę w tabeli, a oddali 6 punktów drużynom niżej notowanym. Przyczyn takiej a nie innej sytuacji należy szukać u siebie, nie u Delecty. My się zajmijmy swoją grą, a Delecta swoją. Tak jak powiedziałeś, sytuacja przed meczem delikatnie mówiąc nie była kolorowa, jednak udźwignęliśmy presję, nie okazaliśmy się zbyt gościnni dla stołecznych siatkarzy i mimo ze nadal jesteśmy na ostatnim miejscu, to pojawiło się światełko w tunelu w walce o miejsce w play-offach.
W pierwszym spotkaniu z Pamapolem wszedłeś na parkiet z ławki rezerwowych. Udało Ci się zdobyć wtedy 6 punktów. W ostatnim meczu z Neckermannem AZS pojawiłeś się w wyjściowym zestawieniu trenera Jana Sucha i zagrałeś bardzo dobry mecz zdobywając 12 "oczek". Czy liczysz na występ od pierwszej minuty również w meczu z wielunianami?
- Myślę, że przy wyborze wyjściowego składu na piątkowy mecz z Wieluniem trener nie będzie się sugerował składem z meczu w pierwszej rundzie, wpływ może mieć tylko i wyłącznie obecna dyspozycja moja czy mojego konkurenta, Grześka Szumielewicza. Jestem człowiekiem ambitnym, nie zadowala mnie siedzenie na ławce, zatem liczę na miejsce w wyjściowej szóstce na Wieluń, tym bardziej iż ostatni mecz zagrałem od początku do końca i raczej nie zawiodłem oczekiwań trenera.
Wracając jeszcze myślami do pierwszego spotkania Jadaru z Pamapolem, to w tamtym pojedynku najlepszym graczem wybrano Grzegorza Kosoka. Dzisiaj tego zawodnika nie ma już w Waszym zespole. Jest za to Ardo Kreek. Jakie walory miał Kosok, a jakie ma reprezentant Estonii? Czy ta wymiana między Rzeszowem a Radomiem wyszła Wam na dobre?
- Jest mi bardzo niezręcznie porównywać dwóch kolegów. Każdy z nich ma swoje walory, które wpływają na grę drużyny. Co do tej wymiany, można ją określić "wilk syty i owca cała", gdyż zarówno Rzeszów jak i my ponieśliśmy korzyści w jej wyniku. Grzesiek świetnie się wpasował w drużynę walczącą o najwyższe cele, natomiast Ardo po troszkę niefortunnym początku wywalczył sobie miejsce w szóstce i z meczu na mecz gra coraz lepiej.
Jaką rolę odgrywa w Waszym zespole Robert Prygiel? Z pewnością jego doświadczenie musi wnosić dużo pozytywnej energii do gry Waszego zespołu.
- Robert stara się przekazywać nam, szczególnie młodszym zawodnikom, doświadczenia nabyte przez lata grania na najwyższym poziomie. Jest również bardzo ciepłym człowiekiem, lubi pożartować, rozładować atmosferę. Jest bardzo ważny w funkcjonowaniu naszej drużyny, bo mimo iż nie jest już formalnie kapitanem, to jest naszym przywódcą, zarówno na boisku jak i poza nim.
Jak przyjąłeś do wiadomości informację o zawieszeniu w prawach zawodnika za stosowanie dopingu Kubańczyka Sirianisa Hernandeza? Prezes Tadeusz Kupidura podjął szybką decyzję tłumacząc, że nie ma w jego klubie przyzwolenia na takie zachowanie. Czy brak w tych kluczowych dla Was momentach sezonu tego zawodnika będzie dużym osłabieniem?
- Decyzji prezesa Kupidury nie wypada mi komentować. Jest człowiekiem, którego zdanie jest w tym klubie najważniejsze i musimy uszanować każdą jego decyzję. Będzie nam bardzo brakowało Siriego, był wartościowym zawodnikiem. Mam nadzieję, iż uda mi się dobrze zapełnić lukę po Hernandezie.
Dotychczas na pozycji przyjmującego w wyjściowym zestawieniu Jadaru grał właśnie Hernandez. W ostatnim meczu Ty zająłeś jego miejsce w pierwszej szóstce, chociaż nominalnie jesteś atakującym. Jak radzisz sobie z nową rolą na boisku?
- Nie zgadzam się z opinią, iż rola przyjmującego jest dla mnie nowa. Na przyjęciu grałem od kilku lat, 2 lata temu w wyniku potrzeby przestawiono mnie na atak i pozycję utrzymałem przez półtora sezonu, jednak w mijającym sezonie nastąpiła potrzeba powrotu do "macierzystej" pozycji i pomoc zespołowi. Od zawsze ciągnęło mnie do przyjęcia. Mam nadzieję, że zostanę już na tej pozycji do końca przygody z siatkówką.
Liczysz, że teraz będziesz miał okazję dłużej przebywać na parkiecie?
- Tak, liczę na to.
Występujesz w klubie z Radomia już od 2006 roku. Czy planujesz zmienić po sezonie "środowisko"? Gdzie chciałby w swojej karierze zagrać jeszcze Wojciech Żaliński?
- W Radomiu występuję od 2005 roku. Z Jadarem wiąże mnie kontrakt do 2012 r., zatem nie zanosi się na zmianę klubu. Chciałbym kiedyś zagrać poza granicami kraju, poczuć się "stranierim".
Masz już za sobą występy w reprezentacji Polski juniorów i reprezentacji B. Kiedy ujrzymy Wojciecha Żalińskiego w biało-czerwonym trykocie w pierwszej reprezentacji?
- Jeżeli będę prezentował poziom godny reprezentanta Polski, kibice ujrzą mnie w reprezentacji. Wszystko podporządkowuje pod osiągnięcie tego celu, wiem jednak jak dużo mi do tego poziomu brakuje.