Czarna passa podopiecznych Grzegorza Wagnera trwa w najlepsze. Częstochowianie w niedzielę po raz czwarty z rzędu zeszli z parkietu pokonani, a styl porażki może budzić niepokój. Kędzierzynianie obnażyli bowiem wszystkie braki w szeregach ekipy spod Jasnej Góry, której na dobrą sprawę zabrakło argumentów, aby przeciwstawić się rywalowi. - Nie mamy jeszcze zagwarantowanego piątego miejsca, bo Bydgoszcz traci do nas dwa punkty i nie jest powiedziane, że zajmiemy piąta lokatę. Musimy jechać zatem do Wielunia i zagrać dobry mecz. Chcieliśmy przełamać tą passę porażek po 3:1, bo cały czas brakuje nam małego kroczku, aby zdobyć jakieś punkty. Szkoda, że znów się nie udało, bo graliśmy przed własną publicznością i niestety polegliśmy w tzw. "świętej wojnie". Nie udało się nam zrewanżować za porażkę w Kędzierzynie. Cieszymy się jednak, że w naszym zespole jest mniej kontuzji i praktycznie wszyscy możemy trenować - podkreśla przyjmujący częstochowskiej ekipy, Krzysztof Wierzbowski.
Podopieczni Grzegorza Wagnera muszą dodatkowo borykać się z plagą kontuzji, jaka dopadła zespół. W niedzielę nie wystąpili Fabian Drzyzga oraz Toni Kankaanpaa, a na mniejsze, bądź większe dolegliwości uskarżają się także pozostali zawodnicy, co z pewnością ma swoje odzwierciedlenie na parkiecie. - Na pewno kontuzje miały troszeczkę wpływ na to wszystko, bo jednak nie trenowaliśmy wszyscy. Potrzeba dwunastu zawodników, aby treningi były zbliżone do ustawień meczowych. Tak, jak mówię cieszymy się, że powoli wracamy do zdrowia i mam nadzieję, że w Wieluniu będzie to wyglądało zdecydowanie lepiej niż w tym meczu. Musimy przede wszystkim poprawić blok, bo w tym elemencie odstawaliśmy od rywali i wygramy w Wieluniu - zauważa Wierzbowski.
Tradycyjnie przy okazji rywalizacji częstochowsko-kędzierzyńskiej, jak bumerang wracają wspomnienia sprzed kilkunastu lat, kiedy to oba zespoły wiodły prym na "krajowym podwórku" i regularnie spotykały się w walce o Mistrzostwo Polski. To jednak już tylko czar wspomnień, a sami zawodnicy nie przywiązują wagi do animozji, jakie przyświecają odwiecznej rywalizacji obu ekip. - Myślę, że to jest gdzieś obok nas. My chcieliśmy przede wszystkim zrewanżować się przeciwnikowi za porażkę w Kędzierzynie. Wiadomo, w jakich okolicznościach przegraliśmy tam, na pewno nie były one przyjemne dla nas. Teraz koncentrujemy się na meczu w Wieluniu, a o tym spotkaniu uważam, że będziemy chcieli chyba, jak najszybciej zapomnieć - dodaje popularny "Wierzba".
Na zakończenie rundy zasadniczej, już w sobotę "Akademicy" udadzą się do Wielunia. Sobotni pojedynek nie będzie dla częstochowian "spacerkiem", tym bardziej, że ekipa Damiana Dacewicza ma nóż na gardle i tylko wygrana pozwoli beniaminkowi realnie myśleć o pozostaniu w gronie najlepszych. - Na pewno będzie ciężko. Postawią z pewnością wszystko na jedną kartę, bo zwycięstwo daje im utrzymanie w PlusLidze. My na pewno się nie poddamy, nie oddamy im łatwo punktów. Będziemy walczyli o wygraną, aby w lepszych humorach przystąpić do tej rundy play-off - dodaje 22-letni zawodnik.
Wielkimi krokami zbliża się także runda play-off. Prawdopodobnie częstochowianie przystąpią do niej z piątej pozycji dzięki czemu w pierwszej odsłonie rywalem ekipy Grzegorza Wagnera będzie Asseco Resovia Rzeszów. - Myślę, że to bez znaczenia z kim będziemy grać, bo tak naprawdę najważniejsza będzie nasza gra. Wdały się kontuzje w nasze szeregi i nie jest na pewno tak, jakbyśmy chcieli. Nie prezentujemy tego naszego poziomu, który prezentowaliśmy w pierwszej fazie rozgrywek. Mam nadzieję, że do niego wrócimy, a to z kim przyjdzie nam walczyć, to sprawa drugorzędna - kończy Krzysztof Wierzbowski.