Rolą rezerwowego jest, żeby po wejściu na parkiet nie osłabiał zespołu, ale podrywał go do jeszcze większej walki. Tak właśnie było w przypadku Bartłomieja Matejczyka z Siatkarza Pamapol Wieluń. Podopieczny Damiana Dacewicza nie miał prostego zadania, bowiem zajmował na parkiecie miejsce Andrzeja Stelmacha. Okazało się jednak, że w żadnym wypadku nie odstaje on umiejętności od pierwszego wieluńskiego "sypacza". Co więcej, w trudnych momentach potrafi wykrzesać z siebie nadzwyczajną iskrę optymizmu, którą zarażał kolegów z zespołu.
Kto wie, jak potoczyłyby się losy batalii, gdyby w czwartym secie, sędzia przy stanie 22:21 dla Jadaru nie zagwizdał podwójnego odbicia jednego z wieluńskich zawodników. - Myślę, że w tej sytuacji nie było podwójnej piłki. Po za tym, od tej akcji decydowały się losy meczu, a może i naszego utrzymania. Jeden wywalczony w Radomiu punkt gwarantowałby nam ósme miejsce - wzdycha Matejczyk. - Takie porażki, gdy przeprowadza się udaną gonitwę i cały wysiłek idzie ostatecznie na marne, bolą najbardziej - przyznaje rozgrywający Siatkarza Pamapol.
Matejczyk nie omieszkał również odnieść się do ostatniej kolejki, w której Siatkarz podejmie Domex Częstochowa, a Jadar wyruszy na bój z Bełchatowem. I chociaż wydaje się, że to radomianie znajdują się na straconej pozycji, to jednak Matejczyk zauważył, że Skra ma już zapewnione pierwsze miejsce, więc do meczu z Jadarem może nie podejść tak mocno skoncentrowana. - Co by nie mówić, w tych spotkaniach każdy wynik jest możliwy. Walka więc o ostatnie miejsca w pierwszej ósemce toczyć się będą do samego końca.