Piątkowy pojedynek miał zupełnie odmienny scenariusz od tego, co wydarzyło się w czwartek, kiedy o losach spotkania przesądziły siatkarskie niuanse i łut szczęścia w końcówce tie-breaka. Za wyjątkiem premierowej partii, którą bydgoszczanie w zdecydowany sposób rozstrzygnęli na swoją korzyść, gospodarze pod wodzą nominalnie drugiego trenera, Michała-Mieszko Gogola grali, jak z nut i kontrolowali przebieg gry.
Pierwszy set od początku toczył się pod dyktando ekipy Waldemara Wspaniałego. Od pierwszej przerwy technicznej przyjezdni odskoczyli na kilka punktów i bezlitośnie wykorzystywali wszystkie błędy w szeregach gospodarzy. Bydgoszczanie imponowali przede wszystkim grą w obronie, w której zwłaszcza libero, Michał Dębiec dokonywał cudów i wyciągał wydawałoby się piłki nie do obrony. W ataku brylowali natomiast doświadczeni, Piotr Gruszka i Grzegorz Szymański, na których długo nie było mocnych. Gospodarze nie byli w stanie skutecznie odpowiedzieć i w efekcie pierwsza partia zdecydowanie padła łupem przyjezdnych.
W drugiej odsłonie obraz gry uległ już jednak diametralnej zmianie. "Akademicy" przebudzili się z letargu i rozpoczęli swój koncert, który trwał do końca spotkania. Tradycyjnie w ataku nie zawodził lider zespołu, Bartosz Janeczek, a znakomitą dyspozycję potwierdził również Toni Kankaanpaa, który w ostatnich meczach pokazał, że jego zakontraktowanie było przysłowiowym strzałem w dziesiątkę. - Myślę, że Toni zagrał dwa dobre spotkania. Toni jest bardzo pozytywnym zawodnikiem i bardzo dobrze wpływa na swoich partnerów z drużyny. Nie reaguje nerwowo, czy emocjonalnie na to, co dzieje się na parkiecie. Nie rozpamiętuje przegranych akcji, tylko skupia się na kolejnych - komplementował swojego zawodnika, Michał-Mieszko Gogol, który pod nieobecność borykającego się z problemami zdrowotnymi, Grzegorza Wagnera pełnił obowiązki pierwszego szkoleniowca trzeba przyznać, że ze znakomitym skutkiem. - To jest przede wszystkim zasługa chłopaków. Pomogłem na tyle, ile potrafiłem. Nie wiem, czy to była aż tak wielka zmiana - dodał skromnie Gogol.
Częstochowianie począwszy od drugiej partii przejęli inicjatywę i wypunktowali bydgoski zespół, który momentami był bezradny. Niewiele byli w stanie wskórać nawet Gruszka, czy Szymański, którzy w pierwszej partii grali fenomenalnie, jednak potem po kilku nieudanych akcjach zasiedli na ławce rezerwowych. Kluczem do sukcesu częstochowian było w głównej mierze dobre przyjęcie, które umożliwiało Fabianowi Drzyzdze umiejętne pokierowanie grą swojego zespołu, rozkładając siłę ataku na kilku zawodników, bowiem obok wcześniej wspomnianych Janeczka i Kankaanpy dobre wrażenie po swojej grze pozostawili również Łukasz Wiśniewski, Piotr Nowakowski, czy Wojciech Gradowski. Obaj środkowi obok kilku udanych ataków dołożył do dorobku swojego zespołu także kilka "asów" serwisowych, które w końcowym rozrachunku okazały się na wagę złota. - Najważniejsze było to, że dysponowaliśmy dobrym przyjęciem. Bez tego elementu nie da się grać na wysokim poziomie - podkreślał Drzyzga, w którego ręce trafiła statuetka MVP.
Bydgoszczanie, choć na początku każdej z partii toczyli wyrównany bój z gospodarzami nie potrafili przechylić szali zwycięstwa na swoją korzyść. Z biegiem czasu zarysowywała się przewaga częstochowian, a Delecte stać było tylko na kilka zrywów. W czwartej partii, która od początku nie układała się po myśli bydgoszczan sygnał do walki mocnym serwisem dał Szymański, dzięki czemu podopieczni trenera Waldemara Wspaniałego odrobili część strat i wlali w serca swoich fanów nadzieje na doprowadzenie do tie-breaka. Riposta gospodarzy była jednak piorunująca i to do nich należało ostatnie słowo. - Ciężko mi jest określić, czego zabrakło, bo nie miałem jeszcze możliwości obejrzenia statystyk. Na pewno w pierwszym secie graliśmy bardzo dobrze zagrywką i gdybyśmy grali tak w dalszym ciągu, to z pewnością wynik byłby inny - uważa przyjmujący Delecty, Stanisław Pieczonka.
Tym samym tradycja została podtrzymana i kolejny sezon będziemy mogli emocjonować się występami ekipy spod Jasnej Góry na arenie międzynarodowej, co w klubie było sprawą priorytetową. Teraz przed "Akademikami" wakacje i zasłużony odpoczynek. Piłeczka natomiast po stronie działaczy, którym przypadnie w udziale zbudowanie nowego zespołu na miarę walki w europejskich pucharach, ale i na krajowym podwórku, bowiem w Częstochowie oczekiwania i aspiracje zawsze sięgają walki o najwyższe laury.
Niezwykle gorzką pigułkę muszą natomiast przełknąć działacze z grodu nad Brdą. Włodarze bydgoskiego klubu mimo, że w lecie nie szczędzili pieniędzy na transfery, sprowadzając do siebie kilku zawodników światowego formatu, muszą obejść się smakiem i na koniec sezonu pozostają z niczym. - Na pewno jest progres w stosunku do zeszłego sezonu i z tego trzeba się cieszyć. Na pewno nie jest to wynik, jakiego wszyscy oczekiwali. Wszyscy, ale nie do końca my, bo sam z doświadczenia wiem, że nie da się zbudować dobrego zespołu w jeden sezon i od razu wygrywać. Żeby stworzyć zespół w pełnym tego słowa znaczeniu potrzeba dwóch, czy trzech sezonów. Ważne, by ten trzon zespołu pozostał, bo jeśli będziemy rotować składem, co roku to nie będzie to szło w parze z wynikami - stwierdził Pieczonka.
Domex Tytan AZS Częstochowa - Delecta Bydgoszcz 3:1 (18:25, 25:17, 25:19, 25:20)
Domex Tytan AZS: Nowakowski, Janeczek, Wiśniewski, Kankaanpaa, Gradowski, Drzyzga, Zatorski (libero) oraz Wrona, Łuka.
Delecta: Cerven, Szymański, Lipiński, Pieczonka, Jurkiewicz, Gruszka, Dębiec (libero) oraz Sopko, Serafin, Woicki, Konarski.
MVP: Fabian Drzyzga
Sędziowie: Janusz Soból (I), Sylwester Strzylak (II)