Ewa Kowalkowska, atakująca teamu GCB Centrostal Bydgoszcz, przyznała w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl, iż stawka meczu z AZS-em Białystok była naprawdę ogromna. Nie miała też wątpliwości co do tego, że jej zespół przyjechał do stolicy Podlasia, by wywalczyć sobie prawo gry o piątą lokatę PlusLigi Kobiet. Nic innego podopiecznych Piotra Makowskiego przed tą konfrontacją nie interesowało. - Myślę, że w Bydgoszczy, gdzie przegrałyśmy 2:3, zabrakło nam trochę szczęścia. Jadąc do Białegostoku, postawiłyśmy przed sobą jasny i klarowny cel. Po pierwsze miałyśmy przede wszystkim zwyciężyć w sobotniej konfrontacji. Na szczęście udało nam się wcielić owo założenie w życie, więc można powiedzieć, że zrobiłyśmy już pierwszy krok ku temu, by móc cieszyć się z realizacji naszego celu - nie kryła satysfakcji po niezwykle przekonującym triumfie. Mecz trwał bowiem niewiele ponad 70 minut, a jego końcowy wynik nie podlegał najmniejszej choćby dyskusji.
Mimo wszystko siatkarka nie łudziła się, że niedzielna potyczka będzie wyglądała bliźniaczo podobnie do sobotniej. Powiedziała, iż jej team czeka ciężki bój. - Myślę, że niedzielne starcie będzie zdecydowanie trudniejsze. Mam nadzieję, że mecz ten zakończy się dla nas równie szczęśliwie i będzie w naszym wykonaniu tak udany, jak dzisiaj - przyznała bez owijania w bawełnę. - To się jednak jeszcze dopiero okaże, ponieważ sport bywa przewrotny i potrafi zaskakiwać - dodała przewrotnie.
W jej mniemaniu klucz do wiktorii stanowiła zagrywka. Nie ma w tym zresztą nic dziwnego, gdyż bydgoszczanki popisały się w sumie 6 asami serwisowymi i sprawiły gospodyniom mnóstwo kłopotów z wyprowadzeniem pierwszej akcji. - Uważam, że najistotniejsza była w sobotnim spotkaniu zagrywka. Nie dość, że wielokrotnie punktowałyśmy w polu serwisowym, to jeszcze dezorganizowałyśmy grę siatkarek AZS-u, które nie potrafiły dobrze dograć piłki do siatki - nie miała wątpliwości atakująca Centrostalu. Przy okazji zwróciła również uwagę na inne elementy siatkarskiego rzemiosła, które były atutem jej teamu. - Ponadto wydaje mi się, że równie efektywnie funkcjonował blok. Kluczowa była też nasza dyspozycja w obronie. W polu podbiłyśmy znacznie więcej piłek niż nasze przeciwniczki - wyliczała Kowalkowska. - Za przyczyną naszej defensywy mogłyśmy wyprowadzać skuteczne kontrataki. Co chyba najważniejsze - były one kończące, a takowych brakowało nam w pierwszym meczu w Bydgoszczy najbardziej - podkreśliła bez namysłu.
Zapytana o przestój siatkarek AZS-u Białystok w pierwszej partii, kiedy to białostoczanki straciły w jednym ustawieniu aż 7 oczek, przyznała, że wyłapanie najsłabszego momentu gry w szeregach rywalek należy do powinności całego zespołu. - Moim i mojej drużyny zadaniem jest podcinanie przeciwniczkom skrzydeł. Cieszę się, że udało nam się to zrobić i zwyciężyć, ale w niedzielę może się wydarzyć naprawdę wszystko - studziła emocje. - Sport jest tylko, a może... aż sportem! - dodała z nutką tajemniczości w głosie.
Atakująca zaakcentowała też w swojej wypowiedzi rolę zawodniczek, które wchodząc na parkiet z ławki, wspomogły swą grą całą drużynę. - Myślę, że wszystkie zmiany, jakie na boisku wprowadził trener Piotr Makowski, były niezwykle owocne i przydatne. Poza świetną zmianą, jaką dała Jana Sawoczkina, fantastycznie spisały się również Izabela Kasprzyk i Sylwia Pelc - wymieniała. - Wszystkie roszady były więc takimi zmianami, jakimi powinny być za każdym razem - nie potrafiła wyróżnić żadnej ze swoich koleżanek.
Zapytana o mobilizację, stwierdziła, że o niedzielnej konfrontacji należy zacząć myśleć od razu po wyjściu z hali. - W niedzielę na mobilizację będzie za późno, ponieważ już teraz trzeba zapomnieć o wygranym meczu, który przeszedł wraz z ostatnim gwizdkiem do historii - nie pozostawiła złudzeń. - Musimy zacząć już myśleć o tym, co się będzie działo w decydującym o rywalizacji pojedynku - dodała bez ogródek.