Pojedynek Jadaru z Treflem miał budzić dodatkowe emocje, jednak jak na razie, przynajmniej pod względem sportowym, siatkarze obydwu zespołów dalecy są od formy, którą prezentowali jeszcze miesiąc temu. Zapewne teamowi znad morza ciężko pozbierać się psychicznie, bowiem jeszcze tydzień temu wydawało się, że 15 maja, jego siatkarze będą fetować awans do PlusLigi. Tymczasem nie dość, że musieli spędzić w autokarze wiele godzin, to jeszcze czeka ich seria pojedynków z Jadarem. Ekipę z Radomia tymczasem przetrzebiły ostatnio kontuzje i wyjazdy zawodników na mecze swoich reprezentacji. Przykładami są chociażby absencja Wojciecha Żalińskiego, czy powrót z międzynarodowego sprawdzianu Ardo Kreeka na kilka godzin przed początkiem sobotniej konfrontacji. Nic więc dziwnego, że radomianie sprawiali wrażenie nieco rozkojarzonych. - Wiedzieliśmy jednak, że do meczu musimy podejść niezwykle poważnie, bowiem naprzeciw nas stanął rywal, który będzie używał wszelkich środków, żeby wskoczyć do siatkarskiej elity - podkreśla drugi trener Jadaru Dominik Kwapisiewicz.
I Jadar zaskoczył na początku ekipę z Gdańska zagrywką. Osiągnął nawet 10-punktową przewagę. Kibice przekonywali wówczas, że w hali Miejskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji spędzą około 60 minut i będą mogli udać się do domów. Nic jednak z tych rzeczy. Tak wysoka przewaga sprawiała, że w szeregi Jadaru wkradało się rozluźnienie, dzięki czemu to rywale mogli zmniejszać przewagę i przedłużać swoje szanse na sprawienie niespodzianki. O ile w pierwszej odsłonie im się nie udało, o tyle w drugim secie zaskoczyli podopiecznych Jana Sucha, gdy wyszli naprowadzenie 13:12. Takiej okazji, pomimo wielu błędów indywidualnych, nie zaprzepaścili i wyrównali stan meczu.
Co by było, gdyby przy remisowym stanie w końcówce trzeciego seta i grze na przewagi gdańszczanie nie popełnili dwóch błędów w zagrywce? Spotkanie trwałoby jeszcze dłużej, lub to goście sprawiliby nie lada niespodziankę np. wygrywając mecz. Tyle że w niezwykle nerwowej końcówce górę wzięło doświadczenie radomian, którzy wygrali 31:29. Na gdańszczan, partie zakończone niepowodzeniem po grze na przewagi działają niezwykle demobilizująco. Nic więc dziwnego, że gdy w czwartej partii przebudzili się, Jadar miał już piłkę meczową w górze. I jej nie zmarnował.
Drugie spotkanie (rywalizacja toczy się do trzech wygranych) już w niedzielę, o godzinie 17.
Jadar Radom - Trefl Gdańsk 3:1 (25:19, 23:25, 31:29, 25:15)
Jadar: Salas, Szumielewicz, Terlecki, Prygiel, Pawliński, Kaczmarek, Stańczak (libero) oraz Słomka, Bucki, Kreek, Macionczyk.
Trefl: Gorzkiewicz, Chaberek, Zumera, Swirydowicz, Wilk, Garay Gomez, Żurek (libero) oraz Kaczmarek, Ratajczak.