Grzegorz Wagner: Jesteśmy trochę zakompleksieni

Grzegorz Wagner w nadchodzącym sezonie zasiądzie na ławce trenerskiej BKS-u Aluprof Bielsko-Biała. Dla Wagnera będzie to nowy rozdział w trenerskiej karierze, bowiem do tej pory miał okazję prowadzić tylko męskie zespoły. - Decyzja ta gdzieś we mnie dojrzewała. Ważne było to, żeby wrócić do Bielska-Białej, gdzie mieszkam i czuję się bardzo dobrze - podkreśla Wagner, który jak sam twierdzi nie boi się nowego wyzwania.

Podpisanie umowy przez Wagnera z zespołem mistrzyń Polski wywołało ogromne zaskoczenie i zdziwienie w siatkarskim światku. Bielscy działacze na stanowisko pierwszego trenera długo przymierzali bowiem szkoleniowca z Włoch, a ponadto 44-latek nigdy nie miał sposobności współpracy z żeńską drużyną. - Nie było to dla mnie wielkim zaskoczeniem, bo tak naprawdę luźne rozmowy prowadziliśmy już dwa lata. Miałem trochę czasu na przemyślenia i, co chciałbym podkreślić, dopiero po zakończeniu rozgrywek porozmawialiśmy po raz kolejny i zdecydowałem się podjąć wyzwanie. Decyzja ta gdzieś we mnie dojrzewała. Ważne było to, żeby wrócić do Bielska-Białej, gdzie mieszkam i czuję się bardzo dobrze. Mój dobry kolega, Wiesiek Popik świetnie radzi sobie jako trener Budowlanych Organiki Łódź. Rozmowy z nim też dużo mi dały i miały wpływ na podjęcie ostatecznej decyzji - podkreśla Wagner.

Wielkich zmian kadrowych w bielskim zespole póki co nie ma i zanosi się na to, że nie będzie. W drużynie pojawiły się dwie nowe zawodniczki, jednak zdaniem Wagnera zespół nie wymaga spektakularnych wzmocnień. - Cieszę się przede wszystkim z tego, że udało się zatrzymać szkielet drużyny, która zdobyła mistrzostwo Polski. To ważne, że nie doszło do żadnej rewolucji. Dołączyły do zespołu dwie nowe zawodniczki, a nie mam przekonania czy wielkie wzmocnienia w postaci chociażby siatkarek zagranicznych, są niezbędne. Dziewczyny, które mamy w składzie dysponują sporym potencjałem i uważam, że mogą konkurować z wieloma drużynami europejskimi - uważa nowy trener mistrzyń Polski.

Królem letniego polowania bez dwóch zdań jest zespół z Muszyny, który zakontraktował m.in. po raz pierwszy w historii naszej ligi, dwie holenderskie zawodniczki, Debby Stam oraz Caroline Wensink. Wagner nie przywiązuje jednak do tego większej wagi i twierdzi, że BKS nie stoi na straconej pozycji. - Muszynianka dwa lata temu również miała teoretycznie mocniejszy skład niż BKS, a mistrzostwo wygrała nieznacznie. Uważam, że jesteśmy trochę zakompleksieni i nie wierzymy w siebie, a przecież jesteśmy trzecią siłą reprezentacyjną Europy. W Polsce nie brakuje zatem zawodniczek, które są w stanie grać na wysokim poziomie - mówi.

Więcej w serwisie lsk.net.pl

Komentarze (0)