- Pewien etap budowania zespołu dobiegł końca - rozmowa z prezesem AZS-u Częstochowa, Konradem Pakoszem

Ostatni okres był dla Wkręt- Metu AZS-u Domex Częstochowa bardzo burzliwy. Częstochowianie byli rewelacją minionego sezonu Polskiej Ligi Siatkówki i dzięki zdobyciu Pucharu Polski, otworzyli sobie drzwi do gry w siatkarskiej Lidze Mistrzów. Niestety, po zakończeniu sezonu trzon zespołu rozpadł się w mgnieniu oka i - przynajmniej na razie - przyszłość "Akademików" rysuje się w czarnych barwach. O minionym sezonie, planach na przyszłość oraz sytuacji w zespole rozmawialiśmy z prezesem częstochowskiego klubu, Konradem Pakoszem.

W tym artykule dowiesz się o:

Adrian Heluszka: Miniony sezon był dla częstochowskiej ekipy niezwykle udany. Srebrny medal oraz zdobycie Pucharu Polski, dające przepustkę do gry w Lidze Mistrzów było długo oczekiwanym sukcesem. Minione rozgrywki możecie zatem zaliczyć do, jak najbardziej udanych…

Konrad Pakosz:- To prawda. Miniony sezon był w naszym wykonaniu bardzo udany. Wszyscy zawodnicy, zarówno podstawowi, jak i Ci wchodzący spisywali się znakomicie, czego efektem jest wynik, jaki ten zespół osiągnął, a więc srebrny medal Mistrzostw Polski, a także zdobycie Pucharu Polski. Myślę, że tak naprawdę kluczowym momentem było wyeliminowanie Iskry Odincowo. To był taki sygnał dla zawodników, że jeśli potrafimy wygrywać z najlepszymi zespołami w Europie, to mamy równie duże szansę na krajowym podwórku. Przykładem tego był finałowy turniej Pucharu Polski w Poznaniu, a także faza play-off. Moim zdaniem, zeszły sezon był bardzo specyficzny. Warto powiedzieć, że większość zawodników, którym kończyły się kontrakty, tak naprawdę pracowała na swoją przyszłość. Pracowali bardzo ciężko, aby sprzedać te swoje umiejętności i walory i udało im się to doskonale. Dzięki temu, otrzymali znakomite propozycję z innych klubów i ten miniony sezon, to także indywidualny sukces każdego z tych zawodników.

Mimo wszystko, pozostał chyba lekki niedosyt. Kibiców najbardziej boli pamiętny pojedynek z Noliko Maaseik, który w dramatycznych okolicznościach przegraliście i w konsekwencji zabrakło zespołu w finałowym turnieju Pucharu CEV, a jak pokazał czas, szansę na awans do finału były ogromne. Do tego dochodzi finałowy pojedynek z PGE Skrą Bełchatów, gdyż wydaje się, że chociaż jedna wygrana była w zasięgu…

- Z belgijską ekipą wielokrotnie mierzyliśmy się w ostatnich latach i to nie tylko nasz zespół, ale także Kędzierzyn- Koźle, Skra Bełchatów, czy wcześniej Jastrzębski Węgiel. Uważam, że bardzo ważne było pierwsze spotkanie, gdzie po wygraniu pierwszej partii, w kolejnych trzech odsłonach zeszło z nas powietrze. Rewanż w Częstochowie udało się wygrać. Doszło do "złotego seta", w którym pamiętamy, prowadziliśmy różnicą czterech punktów i wtedy skurcz obu nóg dopadł Pawła Woickiego i musiał opuścić boisko. Myślę, że ten moment był kluczowy, bo sądzę, że gdyby Paweł dotrwał do końca spotkania, nie roztrwonilibyśmy tej przewagi. Oczywiście, nie obciążam winą za porażkę Andrzeja Stelmacha, ale ta cała sytuacja wywarła niekorzystne wrażenie na całym zespole. W nasze szeregi wdarł się paraliż, jakaś chwila zawahania i to sprawiło, że Belgowie wyczuli swoją szansę i w końcówce tego seta zagrali koncertowo, wykorzystując wszystkie błędy naszego zespołu. Ze Skrą Bełchatów od dłuższego czasu zawsze grało nam się ciężko. Ostatni raz pokonaliśmy ten zespół we wrześniu 2006 roku. Od tego momentu nie mamy ze Skrą najlepszego bilansu, ponieśliśmy kilka porażek z rzędu. Z bełchatowianami można wygrać jedno spotkanie, być może dwa, ale na dłuższą metę, na całą rundę play-off jest to, jak na polskie warunki zespół kompletny, który zawsze w tych newralgicznych momentach ma do dyspozycji Mariusza Wlazłego i praktycznie w każdej trudnej sytuacji Mariusz dostaje piłkę i jest gwarantem tego, że na trzy ataki, dwa uda mu się skończyć i przechyla szalę zwycięstwa na korzyść swojego zespołu. Zresztą najlepszym tego przykładem jest ostatnie spotkanie finałowe w Częstochowie, gdzie w tie- breaku, Mariusz był wiodącą postacią w swojej ekipie i dzięki jego dobrej dyspozycji Skra wygrała. To wszystko jest potwierdzeniem tego, że Skra dominuje w lidze i myślę, że przez najbliższe kilka sezonów powinno być podobnie, gdyż ruchy transferowe w pełni to potwierdzają.

Po sukcesie nad częstochowskim zespołem zawisły "czarne chmury". W mgnieniu oka zespół opuściły największe gwiazdy, dzięki którym zespół zabłysnął na krajowej i światowej arenie. Nie jest Panu żal, że po kilku mozolnych latach budowania zespołu, trzon ekipy w piorunująco szybkim tempie rozpadł się, jak domek z kart?

- Trzeba powiedzieć sobie jasno i otwarcie, że pewien etap budowania zespołu dobiegł końca. Zawodnicy grający w ostatnich latach w Częstochowie osiągnęli ogromny sukces i wypromowali się, dzięki czemu dostali bardzo atrakcyjne oferty z innych zespołów. Nie ma, co ukrywać, że pomimo naszych starań i tego, że nasze propozycje były znacznie większe od tych, oferowanych w zeszłym sezonie, nie zdecydowali się na parafowanie nowych umów, czy aneksów przedłużających kontrakty. W związku z powyższym, żal na pewno jest, ale nie ma się, co oszukiwać, że Częstochowa nie jest potentatem gospodarczym. Tak naprawdę firm, które są zainteresowane sponsorowaniem siatkówki w mieście jest niewiele. Tych, którzy chcieliby przeznaczyć własny kapitał na potrzeby klubu jest, jak na lekarstwo. Wobec czego, dysponujemy takim, a nie innym budżetem i w jego obrębie musimy się mieścić, aby płynność finansowa klubu była utrzymywana. Przyjęliśmy decyzję zawodników ze smutkiem, ale i ze zrozumieniem, bo wybrali dla siebie najlepsze oferty i nie można się temu dziwić. My jesteśmy zobligowani do tego, by poszukiwać nowych sponsorów, nowych firm. Takowe rozmowy oczywiście trwają, nie wszystkie kończą się, jednak powodzeniem. Powiem więcej, w obecnych czasach z reguły takie negocjacje kończą się fiaskiem. Jeśli na sto firm jedna zdecyduje się na sponsoring, to jest naprawdę niezły wynik. Na chwilę obecną są prowadzone trzy zaawansowane rozmowy z trzema globalnymi sponsorami, nie tylko w zasięgu krajowym, ale i międzynarodowym. Większość decyzji zapada, jednak zagranicą, a nie od teraz wiadomo, że przekonanie Fina, Holendra, czy Austriaka do tego, aby zainwestował w klub z Częstochowy to zadanie raczej karkołomne. Natomiast na szczeblu krajowym, myślę, że firmy zainteresowane sponsoringiem i promocją nadal będą to czynić, tak jak było dotychczas. Aczkolwiek warto podkreślić, że w kraju ten balon o nazwie "siatkówka" jest napompowany do granic możliwości i aż strach pomyśleć, co będzie się działo, jeśli Polska reprezentacja nie znajdzie się na Igrzyskach Olimpijskich w Pekinie. Rozstrzygnięcie zapadanie w ciągu najbliższych dni, natomiast patrząc na to, co dzieje się w takich ośrodkach, jak Warszawa, Radom, Sosnowiec, czy Gdańsk, to trudno o optymizm. Do tej pory rozgrywki ligowe cechowało to, że zawsze cztery, pięć, a ostatnio nawet sześć zespołów, które nawiązywały walkę między sobą i walka była bardzo wyrównana. Teraz słyszymy o wzmocnieniach zespołów z Bełchatowa, Jastrzębia, czy Rzeszowa, a reszta ekip jest na etapie pozyskiwania środków finansowych. Najmożniejsze ekipy mają do dyspozycji budżet w granicach 10 milionów, a reszta ekip oscyluję w granicach 5- 6 milionów brutto, dlatego też na kontrakty można przeznaczyć maksymalnie 3 miliony, a przy obecnych cenach zawodników wszyscy doskonale zdają sobie sprawę, że trzeba te środki mądrze wydawać i gospodarować, aby przyniosło to pożądany efekt.

Co Pana zdaniem miało największy wpływ na to, że filary zespołu Krzysztof Gierczyński, Paweł Woicki, czy Marcin Wika zdecydowały się zmienić barwy klubowe i przenieść się do Rzeszowa? Osobiście, nie wierzę w to, że poszli za sportowym awansem, bo jednak rzeszowianie występować będą "jedynie" w Challenge Cup, a częstochowski zespół w Lidze Mistrzów…

- Myślę, że oto najlepiej trzeba zapytać samych zawodników. Z naszej strony wygląda to nie mniej nie więcej tyle, że zadecydowało o tym względy finansowe. Tak naprawdę ranga pucharów, czy zespół gra w takich, czy innych rozgrywkach, jest w tym momencie mniej istotne. Podstawowym argumentem dla zawodników jest to, ile mogą zarobić w danym klubie. Dostali bardzo lukratywne oferty z Rzeszowa i stąd wybrali propozycję z Podkarpacia.

A czy liga Mistrzów nie była dla nich magnesem i bodźcem przyciągającym do pozostania w klubie?

- Tak, jak mówię, tak naprawdę rozgrywki pucharowe nie są dla zawodników czymś najważniejszym. Myślę, że w zdecydowanej większości decyzja była podyktowana tylko względami finansowymi, ewentualnie tym, z kim mogą grać w danym zespole. Europejskie puchary, to nie jest piłkarska Liga Mistrzów. To zupełnie inny pułap, nawet jeśli weźmiemy pod uwagę gratyfikację finansowe. W piłce nożnej jest to interes dochodowy, wszyscy chcą grać w tej elicie, natomiast w siatkarskiej Lidze Mistrzów, klub niewiele zarabia. Trzeba dodatkowo pozyskać sponsora, aby w tych rozgrywkach wystąpić i tutaj koło się zamyka. Powtórzę, finanse, finanse i jeszcze raz finanse, to jest tak naprawdę to, co decyduje o wyborze klubu przez zawodników.

Osobiście, zastanawiający jest dla mnie jeden fakt. Przed półfinałową batalią z Jastrzębskim Węglem, AZS wygrywa Puchar Polski i już wtedy było wiadomo, że żądania zawodników znacznie pójdą w górę. Wobec tego, czy już wtedy rozpoczęły się rozmowy kontraktowe z zawodnikami, czy jednak skupiliście się przede wszystkim na umowach sponsorskich i dotrwanie do końca sezonu?

- Rozmowy z zawodnikami rozpoczęły się już w styczniu. Po powrocie z Izmiru rozmawialiśmy z Krzysztofem Gierczyńskim, Pawłem Woickim i Marcinem Wiką. Wszystkim przedstawiliśmy propozycję kontraktów. Może nie padły konkretne cyfry, ale część zawodników nie chciała rozmawiać o pieniądzach na tym etapie sezonu. Wszyscy powtarzali, że chcą się skupić na rozgrywkach ligowych, natomiast już wtedy wiedzieliśmy, że utrzymanie całego składu może okazać się ponad miarę klubu. Wydaje mi się, że nasi zawodnicy już wtedy otrzymywali oferty z innych klubów. Pomijając fakt, czy to jest uczciwe, czy nie, taki jest zawodowy sport. Ten kto dysponuje większymi pieniędzmi, ten dyktuje warunki. Ostatnie sezony zresztą pokazują pełną prawidłowość. Zespoły, które mają duże środki finansowe rozdają karty na rynku transferowym, ale takie ich prawo. Powtarzam, rozmawialiśmy już w styczniu z zawodnikami, wtedy również byliśmy po „słowie” ze sponsorami. Nie ma, jednak co ukrywać, że opierając klub na trzech sponsorach: Wkręt- Mecie, Domexie oraz Kar- Budzie, to tak naprawdę jedynie dobra wola ludzi o wszystkim decyduję, gdyż z własnej kieszeni przeznaczają fundusze na klub. Tak, jak mówię, już wtedy praktycznie było wiadome, że całego składu nie uda nam się utrzymać, gdyż żądania zawodników zwiększyły się nawet o blisko 400% w stosunku do kontraktów z poprzedniego sezonu, a wiadomo, że nasi sponsorzy mają do dyspozycji określony zakres pieniędzy i nie mogą swojej firmy postawić na skraju bankructwa, aby zapłacić zawodnikom krocie za świadczenie usług.

A jak sytuacja wyglądała z Piotrem Gackiem, który kilka dni po ostatnim meczu finałowym podpisał już kontrakt w Bełchatowie? Pana zdaniem, takie zachowanie jest fair wobec zawodnika, wobec klubu, czy kibiców? Bo zawodnik zamiast skoncentrować się na jednym z najważniejszych meczu sezonu myślami jest już przy grze w innym zespole…

- Ciężko mi się ustosunkowywać do tak postawionego pytania. Mogę powiedzieć tylko tyle, że przedstawiliśmy Piotrowi troszeczkę lepszą ofertę, niż było to w poprzednim sezonie. Wiemy, że w Bełchatowie otrzymał zdecydowanie lepsze środki finansowe i zdecydował się na zmianę barw klubowych. Uważam, jednak, że Piotr miał pełne prawo do gry w bełchatowskim zespole, gdyż jest jednym z dwóch reprezentacyjnych libero i przy takich zawodnikach, jacy pojawili się w Skrze, ma szansę na rozwijanie swoich umiejętności, co wyjdzie z korzyścią dla całej polskiej siatkówki. Wybrał Bełchatów i my ze swojej strony życzymy mu wszystkiego najlepszego na tej nowej siatkarskiej drodze. Mam nadzieję, że w dalszym ciągu będziemy darzyć się sympatią. Uważam, że w chwili obecnej Skra jest swoistym magnezem przyciągającym do gry. Wbrew pozorom, mogę powiedzieć, że bełchatowscy działacze wcale nie oferują porażających gaży i kwot finansowych. To zespół poukładany, budowany mądrze od kilku lat. Mają potężnego sponsora oraz kilku mniejszych darczyńców i dyktują warunki na rynku transferowym. Wszyscy chcą występować w Bełchatowie, a z racji tego, że miejsc jest tylko dwanaście, to zawodnicy, którzy otrzymają szansę, z reguły z niej korzystają.

Jak na dzień dzisiejszy wyglądają rozmowy ze sponsorami, bo wiadomo, jak dużą rolę odgrywają oni przy podpisywaniu kontraktów. Jak to w tej chwili wygląda?

- Wiele wskazuje na to, że w nadchodzącym sezonie firma Wkręt- Met nie będzie naszym głównym sponsorem. Wynika to z tego, że właściciele firmy rozpoczęli duże inwestycję. Trwają zaawansowane rozmowy z firmami, które dotychczas wspierały nasz klub, mam tu na myśli firmy Domex i Kar-Bud. Poczynione zostały także duże starania, aby w klubie znalazł się Pamapol i mogę zdradzić, że jesteśmy bliscy porozumienia. Podpisała została jedna umowa, chcemy również parafować kolejny kontrakt z tą firmą i wierzę, że w najbliższym czasie uda się to zrealizować. Poza tym prowadzone są zakrojone na dużą skalę rozmowy z dziewięcioma dużymi firmami. W trzech przypadkach decyzje zapadają, jednak poza granicami naszego kraju i ciężko powiedzieć, czy uda się przekonać właścicieli tych firm do wyłożenia pieniędzy na siatkówkę w Częstochowie. Pozostałe sześć firm, to firmy giełdowe, które dostały oferty i wyraziły wstępne zainteresowanie sponsorowaniem naszego klubu. Jaki będzie końcowy efekt, to na razie ciężko powiedzieć. Wiele osób czeka tak naprawdę na zakończenie turnieju kwalifikacyjnego w Espinho, aczkolwiek moim zdaniem nie powinno być to kluczowym elementem w decyzji sponsorowania zespołu, czy też nie.

Jak dotąd szeregi zespołu wzmocnili młodzi, Paweł Zatorski oraz Dawid Gunia. Czy klub dalej będzie szedł tym tropem i w przyszłym sezonie postawicie na młodzież?

- Zespół chcemy oprzeć na trzech doświadczonych, zagranicznych zawodnikach, mianowicie dwóch przyjmujących i jednym atakującym. Do tego, chcemy uzupełnić skład dwoma, może trzema obiecującymi juniorami, którzy byli w reprezentacji Polski i mam nadzieję, że znajdą się w kadrze na wrześniowe Mistrzostwa Europy, które odbędą się w Brnie. Jesteśmy blisko parafowania umowy z Fabianem Drzyzgą. W tym przypadku, na drodze stają, jednak kwestie finansowe. Jeśli uda nam się podpisać umowy sponsorskie, wtedy automatycznie podpiszemy umowę z młodym, obiecujących rozgrywającym. Jest jeszcze dwóch zawodników, którzy dostali od nas propozycję i w najbliższych dniach mają się określić w tej kwestii. Jeśli chodzi natomiast o obcokrajowców, to o nazwiskach ciężko mówić, gdyż zawodników na rynku jeszcze troszeczkę pozostało. Ponadto, konkurencja nie śpi i chociażby zespół z Kędzierzyna nadal poszukuje zawodnika na pozycję przyjmującego z atakiem. W związku z tym dyskrecja jest wskazana. Chcemy w najbliższym okresie te umowy podpisać. Nie będę ukrywał, że mamy wstępne deklarację od dotychczasowych sponsorów, firmy Domex i Kar-Bud. Dodatkowo chciałbym ze swojej strony zachęcić wszystkich sponsorów z Częstochowy, gdyż każda złotówka jest w tym momencie niezwykle ważna. Każdego chlebodawcę przyjmiemy z otwartymi rękami i należycie docenimy. Jesteśmy w stanie zaoferować korzystne warunki współpracy. Dlatego też wszystkich chętnych, do których nie udało nam się dotrzeć, zapraszamy do sponsorowania klubu. My ze swojej strony robimy absolutnie wszystko, aby ten zespół istniał i grał możliwie na najwyższym poziomie. Tak, jak już mówiłem, decydującym czynnikiem są finanse, bo trudno podpisywać wirtualne kontrakty, nie mając finansowego zabezpieczenia, gdyż z pewnością nie smaczne byłoby być nie słownym i nie wypłacalnym i ogłosić w trakcie sezonu bankructwo klubu. Klub, to obecnie Sportowa Spółka Akcyjna, jest więc normalną firmą i musi działać zgodnie z literą prawa. Historia pokazuje, że zapotrzebowanie i zainteresowanie siatkówką jest wciąż spore i chcielibyśmy, aby nadal takowe było. Czynimy zatem wszystko, mimo wielu przeciwności losy, aby ta drużyna istniała i grała z najlepszymi o największe cele.

W ostatnim okresie wielu zawodników przewijało się przez listą życzeń częstochowskiego klubu. Mówiło się o zainteresowanie Piotrem Gruszką, Michałem Bąkiewiczem, Danem Lewisem, czy Francuzem Samicą. Tych umów, jednak nie udało się podpisać. Z czego to wynikało?

- Wiele nazwisk, które pojawiały się na wirtualnej liście życzeń naszego klubu, to zawodnicy, którymi kompletnie nie byliśmy zainteresowani. Jak zawsze, jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Do tej pory nie zostały zawarte żadne umowy sponsorskie, choć myślę, że w przeciągu kilku najbliższych dni, umowy zostaną podpisane. Jest przyzwolenie, aby rozpocząć już te ostateczne negocjacje z zawodnikami zagranicznymi, więc myślę, że jest to o prostu kwestia paru dni. Czasami bywa tak, że kibice, czy zawodnicy mówią o nazwiskach, którymi kompletnie nie jesteśmy zainteresowani. Zatrudnienie zawodnika to nie tylko spojrzenie na zawodnika pod kątem sportowym. Dużą rolę odgrywa również kwestia charakteru, mentalności i jest to bardzo złożony temat. Chcemy, aby zawodnicy przychodzący do zespołu mieli, jak najmniej problemów z wkomponowanie się w zespół, aby ich ciężka praca w perspektywie czasu przynosiła efekty. Myślę, że w tej kwestii więcej mógłby powiedzieć Ryszard Bosek, czy Radosław Panas. Prowadzimy wiele rozmów wewnętrznych w klubie i wszelkie decyzję personalne chcemy podejmować przed ostatecznym zatrudnieniem danego gracza. Rozmawiamy z trenerami, osobami, które miały wcześniej styczność z danym zawodnikiem, dlatego też nazwiska niektórych zawodników podczas tegorocznej "karuzeli" transferowej były wzięte z kapelusza. Z niektórymi zawodnikami nie udało podpisać się kontraktów, gdyż albo byli pod kontraktami z innymi klubami, albo ich żądania finansowe były zbyt duże, aby klub mógł im sprostać. Najlepszym przykładem takich spekulacji jest Bojović, z którego zrezygnowaliśmy już na przełomie kwietnia i maja, tymczasem jego przedstawiciel cały czas przekonywał na do tego gracza. Dopiero po którymś tam z kolei telefonie zrozumiał, że nic z tego nie będzie. Ostatnio modne jest powiedzenie: „fakt medialnym”. Ta sytuacja jest jakby tego najlepszym potwierdzeniem. Klub sonduje rynek, rozmawia z menedżerami, a poważne portale internetowe rozpisują się na temat tego że umowa jest bliska podpisania, gdy tymczasem nic takiego nie ma miejsca. Zastanawiające jest to. Nieprawdaż?

Komentarze (0)