Mija 5 lat od śmierci Arkadiusza Gołasia

Kiedy młody środkowy reprezentacji Polski podpisywał kontrakt z siatkarskim odpowiednikiem piłkarskiej FC Barcelony, wszyscy wiedzieli, że będzie on filarem polskiej kadry. Dlatego gdy 5 lat temu usłyszeliśmy o wypadku w okolicach Klagenfurtu, nikt nie dopuszczał do siebie myśli, że to właśnie jego życie dobiegło końca.

W tym artykule dowiesz się o:

Swoją karierę Arkadiusz Gołaś rozpoczynał w warszawskiej MOS Woli. Z tym klubem zdobył tytuł wicemistrza Polski kadetów. Ponieważ prezentował się ze znakomitej strony w 2000 roku, zainteresował się nim częstochowski AZS. Z tym klubem Gołaś zdobył trzy tytuły wicemistrza kraju oraz jeden brązowy medal mistrzostw Polski seniorów.

W Częstochowie Arek poznał swojego przyjaciela na "śmierć i życie" - Krzysztofa Ignaczaka. - Prawie od samego początku wiedzieliśmy, że nadajemy na tych samych falach i rozumiemy się bardzo często bez słów - mówi popularny "Igła" w Magazynie Siatkówka. Arek był bardzo ambitną postacią. W Częstochowie próbował pogodzić treningi w klubie ze studiowaniem na Politechnice Częstochowskiej. Musiał jednak zrezygnować z tego pomysłu, jako że podczas jednego z zaliczeń - biegu na 400m, doznał kontuzji, którą musiał ukrywać przez klubowymi trenerami.

Częstochowa jednak to dla młodego siatkarza miejsce szczególne. Tutaj poznał swoją przyszłą żonę - Agnieszkę Gołaś. - Pamiętam jak poznał Agnieszkę zupełnie zmienił styl. Zaczął się lepiej ubierać, dbać o siebie - wspomina Ignaczak. Agnieszka była dla Arka bratnią duszą, rozumiała go i wspierała jak nikt inny - kontynuuje nasz libero. Ich ślub przypominał bajkę. Dorożka, przyjaciele, najbliżsi, zabawa do białego rana. -Natomiast podróż poślubna trwała 2,5 dnia. Pojechaliśmy z Ignaczakami do Wisły i tam wraz z rodziną bawiliśmy się wyśmienicie - wspomina w Magazynie Siatkówka Agnieszka Gołaś.

W 2004 roku Arek przeszedł do włoskiej Padwy. Tam zaczął swoją krótką karierę w Serie A. Po dobrych występach zauważył go gigant europejskiej siatkówki- Lube Banca Macerata, gdzie miał uczyć się przy boku samego Andrija Gericia. Niestety, nigdy nie dotarł na miejsce.

Wypadek miał miejsce na autostradzie, niedaleko Klagenfurtu. Miejsce zwyczajne, prosta droga. Nikt nie mógł uwierzyć w to, co się stało.

Pogrzeb Arka odbył się w Ostrołęce, jednak bardziej przygnębiająca i smutna uroczystość odbyła się w Częstochowie. Tam kibice zorganizowali pożegnanie Arka. - Nie zapomnę nigdy, do końca życia, jak częstochowscy kibice nieśli trumnę i śpiewali "Arek Gołaś, Arek"- ryczałem jak bóbr - wspomina wzruszony Michał Winiarski.

Pamięć o Arku nigdy nie wygaśnie. Co roku rozgrywany jest memoriał ku jego pamięci, w którym biorą udział czołowe drużyny Polski i Europy. W tym roku tragicznie zmarłego siatkarza swoją grą uczczą ekipy z Częstochowy, Bełchatowa, Innsbrucka oraz Ostrawy.

Ani kibice, ani zawodnicy nie mogą otrząsnąć się po tej tragedii. - Pamiętam jak odebrałem telefon z informacją o śmierci Arka. Zadałem wtedy głupie pytanie: "Chyba pan sobie żartuje?". Ale myślę, że każdy tak reagował - mówi "Winiar".

W naszych oczach Arek pozostanie na zawsze uśmiechniętą, otwartą osobą, która nie odmówiła nikomu zdjęcia, chętnie pomagała ludziom. Człowiek o wielu pasjach - komputery, fotografia... Ważne jest to, by pamięć o nim pozostała wieczna. Miał bardzo wrażliwe serce - pomagał każdemu, kto tej pomocy potrzebował. Nie wolno o nim zapomnieć.

- Często mam o nim sny. Pamiętam szczególnie jeden, w którym razem jedziemy na mecz. On jest przeźroczysty i mówi do mnie: "Tutaj jest spoko, nic się nie martw". Bardzo często go wspominam, ale co nam pozostało? Cały czas trudno w to uwierzyć, że go wśród nas nie ma. Cały czas wydaje mi się, że drzwi zaraz się otworzą i wejdzie Arek, rzuci jakiś dowcip. Szkoda, że nie będzie już jak dawniej - kończy wzruszony Winiarski.

Wykorzystane wypowiedzi pochodzą z Magazynu Siatkówka

Komentarze (0)