Niedorzeczny, niesprawiedliwy, demobilizujący - tak o systemie rywalizacji w mistrzostwach świata siatkarzy (25.09-10.10) mówi trener reprezentacji Polski siatkarzy Daniel Castellani. Suchej nitki na formule rozgrywek nie zostawiają siatkarze. I trudno się dziwić, bo tak bzdurnego systemu walki o mistrzostwo w siatkówce jeszcze nie było.
W pierwszej rundzie Polacy zagrają w grupie F z Kanadą, Serbią i Niemcami, trzy wygrane nad rywalami nie oznaczają łatwiejszej drogi… albowiem biało-czerwoni mogą zagrać z w drugiej fazie z silną Kubą, a w trzeciej z Rosją i Serbią. Absurdem jest to, iż porażki w dwóch spotkaniach i zajęcia trzeciego miejsca daje znacznie mniej wymagających rywali. Na Brazylię, Rosję i Bułgarię, czyli faworytów imprezy, w tym wariancie trafia się dopiero w półfinale. W drugiej fazie zespół Castellaniego zagrałby prawdopodobnie z Włochami i Portorykańczykami, a w trzeciej z Francją i Argentyną lub w najgorszym wypadku z USA i Kubą. Łatwiejszej drogi do strefy medalowej nie sposób sobie wymyślić. Wszystko dlatego, że zajmując trzecie miejsce w grupie biało-czerwoni wchodzą na ścieżkę przygotowaną dla gospodarzy.
Uzasadnione obiekcje wobec tego systemu nie dziwią tylko Włochów, którzy wymyślili system, by mieć najłatwiejszą drogę do Rzymu, to także łatwa ścieżka awansu do półfinału dla Polaków, ale zadanie trzeba wykonać w Trieście.
Oglądaj siatkówkę mężczyzn w Pilocie WP (link sponsorowany)