Kością niezgody okazał się brak zawarcia umowy pomiędzy Urzędem Miasta a klubem, na mocy której konto AZS-u zasiliłyby odpowiednie środki finansowe przyznawane w ramach programu "Promocja miasta poprzez sport". Porozumienie jest niezbędne choćby z tego względu, aby klub mógł dalej korzystać z obiektów sportowych, na których trenuje i rozgrywa mecze, a które są własnością miasta. Odmowa wsparcia AZS-u budzi ogromne kontrowersje tym bardziej, że w ostatnich latach klub dzięki dobrym występom na arenie międzynarodowej rozsławił miasto. Prezes, Konrad Pakosz wprost przyznał, że bez wsparcia władz miasta klub nie jest w stanie opłacić użytkowania hali i może dojść do kuriozalnej sytuacji, że drużyna nie będzie miała za co trenować.
- Staraliśmy się ratować kluby, które miały kłopoty ze sponsorami i groziła im likwidacja. Mówię tu o Rakowie Częstochowa. Obdarzyliśmy ten klub kredytem zaufania przeznaczając im fundusze licząc, że w przyszłości będzie sobie świetnie radził. Podobnie sprawa ma się z Włókniarzem, któremu groziła degradacja z Ekstraligi - tłumaczył Tomasz Jamroziński, podinspektor z Biura Prasowego Urzędu Miasta Częstochowy. - Niegdyś było tak, że pieniądze trafiały do tych większych klubów, jak AZS, czy Włókniarz, które bez dwóch zdań sobie na to zasłużyły. To co się wydarzyło z Rakowem i pieniądze, jakimi wspomogliśmy ten klub, to ewenement i sytuacja wyjątkowa - dodał.
Oliwy do ognia dodaje fakt, że 31 sierpnia wygasła ostatnia umowa pomiędzy obiema zainteresowanymi stronami, choć takie umowy powinny być zawierane na okres dwunastu miesięcy, zgodnie ze statutem takich instytucji państwowych, o czym zresztą przekonywał Jamroziński. Tym samym począwszy od 1 września klub jest zdany wyłącznie na samego siebie. Ponieważ budżet miasta obejmuje rok kalendarzowy, do końca 2010 r. AZS nie ma co liczyć na wsparcie. - Na pewno w przyszłorocznym budżecie AZS będzie uwzględniony. Od początku miasto pokazuje, jak bardzo ceni sobie siatkówkę, bo chcemy się starać o współorganizację mistrzostw świata w 2014 roku. Dodatkowo hala sportowa budowana na Zawodziu ma swój cel w postaci rozgrywania tam meczy siatkarskich, czy koszykarskich - obiecuje Jamroziński.
Podczas konferencji ogłoszono przetarg, którego zwycięzca będzie mógł otrzymać własną nazwę w szyldzie klubu. Oznacza to tyle, że klub może zmienić swoją lokalizację, choć przynajmniej na razie mecze ligowe rozgrywać będzie w Częstochowie. Czy włodarze miasta zdecydują się wziąć udział w przetargu? - W tej kwestii musiałbym zasięgnąć wiedzy od kogoś z wydziału Sportu. Nie mieliśmy jeszcze nawet możliwości zapoznać się z ofertą przetargu opracowaną przez klub - odpowiada Jamroziński.
Jamroziński nie dopuszcza do siebie myśli, żeby perełka w koronie częstochowskiego sportu, klub, który nieprzerwanie od ponad dwudziestu lat broni barw naszego kraju na arenie międzynarodowej mógł występować w innym mieście, albo co gorsza nawet zniknąć z siatkarskiej mapy. - Na pewno mogę potwierdzić, że włodarzom miasta bardzo zależy, aby miasto było wciąż promowane przez AZS w świecie sportowym - podkreśla.
Stanowcze kroki podjęte przez włodarzy częstochowskiego klubu mogą być również zabiegiem czysto pod publiczkę, mającym na celu zrobienie szumu i wymuszenie pewnych decyzji ze strony miasta. Problem sumy pieniędzy przeznaczanej, co roku na sport w Częstochowie i możliwość jej powiększenia będzie teraz wracał, niczym bumerang, na każdej sesji Rady Miasta.