Hubert Jerzy Wagner, wbrew pozorom, jest wciąż pośród nas. Mimo iż 13 marca 2002 r. zginął w wypadku samochodowym, wciąż czcimy jego pamięć za sprawą kolejnych edycji rozsławionego w Polsce memoriału, organizowanego przez Fundację H. J. Wagnera.
Sylwetkę charakterystycznego "Kata" znają chyba wszyscy. Na jego temat powstało całe mnóstwo legend i anegdot, do dzisiaj powtarzamy jego słowa, które z dziecinną łatwością da się odnieść do aktualnych realiów siatkówki. W powszechnej opinii był siatkarskim krasomówcą, człowiekiem spełnionym w swoim zawodzie, a także autorem milowego kroku, jaki pod jego wodzą poczyniła polska kadra.
Hubert Wagner urodził się 4 marca 1941 r. w Poznaniu. Siatkarska droga, jaką przeszedł w swoim życiu, swój start miała w szkole podstawowej. Zaczął wówczas trenować mało popularną w tamtych czasach siatkówkę. Volley stosunkowo szybko stał się jego sposobem na życie.
W złotej księdze piłki siatkowej zapisał się przede wszystkim jako znakomity szkoleniowiec. Jednak zanim rozpoczął karierę trenerską, zajmował się profesjonalną grą w siatkówkę - na boisku pełnił rolę rozgrywającego. W jego siatkarskim CV najbardziej wyróżniają się trzy klubowe mistrzostwa Polski, a także brązowy medal mistrzostw Europy zdobyty w 1967 r. w Stambule. Regularnie bronił też polskich barw narodowych. Na przestrzeni jedenastu lat rozegrał w kadrze aż 194 mecze. Szybko jednak odkrył, że jego powołaniem jest coś zupełnie innego - zawód trenera.
"Złota era Wagnera", jak określa się okres, w którym pieczę nad biało-czerwoną drużyną sprawował popularny "Kat", rozpoczęła się krótko po jego wyborze na stanowisko trenera. Wagner już na samym początku wyznaczył kompletnie różną od dotychczas realizowanych myśl szkoleniową, za świętość stawiając sobie i swoim podopiecznym ciężką pracę, ogromny wkład na treningach, a także niekonwencjonalną jak na owe czasy taktykę. Zasłynął także z nieszablonowych i niekonwencjonalnych wypowiedzi, którymi szokował opinię publiczną. Mówił o katorżniczej pracy i wyznaczaniu sobie tylko i wyłącznie wysokich celów, nie znosił sprzeciwu i zawsze dążył do perfekcji.
Hubert Jerzy Wagner nigdy nie spoczywał na laurach. Zawsze mierzył wysoko, nie interesowały go półśrodki. Do pamiętnego czempionatu globu w 1974 r. w Meksyku swoją ekipę przygotował fenomenalnie, czego wynikiem było złoto mistrzostw świata. Na tym jednak nie poprzestał. Wyśniony cel, jakim niewątpliwie był triumf w igrzyskach olimpijskich, stał się faktem, kiedy biało-czerwoni pokonali w finale IO reprezentantów ZSRR.
Dalsze losy "Kata" potoczyły się dość niespodziewanie. W kolejnych latach Wagner trudnił się pracą z siatkarkami, trenował ligowe zespoły, a także dwukrotnie obejmował stanowisko polskiego selekcjonera męskiej kadry. Ostatecznie, po zakończeniu kariery szkoleniowca, poświęcił się komentowaniu siatkarskich konfrontacji na szklanym ekranie oraz pracy w Polskim Związku Piłki Siatkowej.
O ile koniec jego przygody z siatkówką stanowił stosunkowo płynny i bezbolesny proces, o tyle jego pożegnanie ze światem doczesnym nie było takie, jakie być powinno. 13 marca 2002 r. około południa doszło do tragicznego wypadku. Hubert Wagner kierował samochodem, który zjechał nagle z drogi i uderzył w inne auta. Reanimacja legendy polskiej i światowej siatkówki nie przyniosła rezultatów, bowiem rozległy zawał serca nie dał mu żadnych szans na przeżycie, wskutek czego straciliśmy najwybitniejszego szkoleniowca w całej naszej historii.
Pamięć o znakomitym trenerze zachowała się jednak do dzisiaj. Osiem lat po jego śmieci, 22 października 2010 r., został on przyjęty do amerykańskiej galerii siatkarskich sław - Volleyball Hall of Fame.
Oglądaj siatkówkę mężczyzn w Pilocie WP (link sponsorowany)