Łukasz Wiśniewski: Trochę nam jeszcze brakuje do najwyższego poziomu

Siatkarze Tytanu AZS Częstochowa wyrastają powoli na postrach ligowych potentatów. Częstochowianie kontynuują zwycięski marsz i w sobotę w Kędzierzynie odnieśli już trzecie zwycięstwo z rzędu. - Trochę nam jeszcze brakuje do najwyższego poziomu - studził emocje Łukasz Wiśniewski. Wygrana w Kędzierzynie umocniła częstochowski zespół na fotelu wicelidera PlusLigi, za plecami PGE Skry Bełchatów.

Na zespół prowadzony przez Marka Kardosa nie ma ostatnio mocnych. Bez względu na rozgrywki częstochowianie wygrywają w ostatnim czasie mecz za meczem, a o ich sile przekonał się już Jastrzębski Węgiel, Asseco Resovia Rzeszów i właśnie drużyna z Kędzierzyna. Ostatnie dwa zespoły uchodziły przed sezonem za najpoważniejszych kandydatów do detronizacji PGE Skry Bełchatów. - Na każdym trudnym terenie wygrana smakuje wyśmienicie. Tym bardziej po takiej nierównej grze. Niestety, mecz nie stał na wysokim poziomie. Było dużo błędów, szczególnie na zagrywce. Dla nas liczy się zwycięstwo i cenne dwa punkty, które w końcowym rozrachunku mogą okazać się bezcenne - podkreślał po meczu Łukasz Wiśniewski.

Akademicy długo rozkręcali się i w pierwszym secie musieli uznać wyższość podopiecznych Krzysztofa Stelmacha. Częstochowianie nie ustrzegli się błędów, zwłaszcza na zagrywce. Z biegiem czasu gra częstochowskiej drużyny nabierała jednak rumieńców i gdyby nie rażące błędy arbitrów, częstochowianie mogli wywieźć z hali Azoty pełną pulę. - Arbitrzy faktycznie kilkukrotnie włączyli się niepotrzebnie w grę, ale to już historia i nie ma co do tego wracać. Mecz zaczęliśmy bardzo nierówno. Przy stanie 7:4 dla Kędzierzyna popsuliśmy już cztery zagrywki i musimy się tego wystrzegać na przyszłość - podkreśla środkowy.

Choć wyniki przemawiają zdecydowanie na korzyść częstochowskiej drużyny, Wiśniewski dostrzega jeszcze mankamenty i olbrzymie rezerwy w grze swojego zespołu. - Ciężko powiedzieć, czy jesteśmy na fali, bo nasza gra nie była jeszcze imponująca. Przyznam szczerze, że trochę brakuje nam jeszcze do tego najwyższego poziomu. Najważniejsze jest zwycięstwo. Grając, co dwa, trzy dni to zmęczenie będzie się nakładało. Wygrywać będą zespoły, które w trudnych momentach będą się bardziej pobudzać i będą bardziej zaangażowane - wypowiada swoją receptę na sukces.

Co istotne podopieczni Marka Kardosa prezentują się z dobrej strony na kilku frontach. Częstochowianie z powodzeniem potrafią bowiem pogodzić występy w PlusLidze z rozgrywkami Challenge Cup, które zainaugurowali w minioną środę. Holenderski rywal, co prawda do najtrudniejszych nie należał niemniej jednak wygrana w kraju Tulipanów ma swoja wymowę. W Holandii zaprezentował się bowiem "drugi garnitur" częstochowskiej drużyny, a nawet na pokładzie samolotu do Doetinchen nie znaleźli się Fabian Drzyzga oraz Bartosz Janeczek. - Chwała rezerwowym za to. W tym sezonie ławka rezerwowych będzie miała duże znaczenie, bo jeśli rezerwowy wejdzie na boisko i nie będzie widać żadnej różnicy w poziomie gry, to naprawdę będzie to cenne. Mam nadzieję, że w rewanżu wygramy szybko 3:0 i będziemy mogli szybko iść do domu i odpoczywać przed ostatnim meczem pierwszej rundy. Liczę na to, że jak Holendrzy przyjadą do naszej hali, zobaczą trochę kibiców, to się przestraszą i to nam pomoże - dodaje Wiśniewski.

Wygrywając w Holandii częstochowianie zadali kłam opinii i spekulacjom, że mając na uwadze trudy tegorocznego sezonu PlusLigi, europejskie puchary traktować będą po macoszemu. -Żadnych rozgrywek nie będziemy traktować ulgowo. Na każdym froncie chcemy osiągać, jak najlepsze wyniki. Po to trenujemy. Nie byłoby sensu w tym, żebyśmy ostro trenowali, a potem odpuszczali mecze. Chcemy zajść, jak najdalej. Zobaczymy, jak to się wszystko potoczy i na kogo trafimy w kolejnej rundzie, bo czekamy na spadkowiczów z Pucharu CEV - kończy Łukasz Wiśniewski.

Źródło artykułu: