Marcin Mierzejewski: Trener bez przerwy nam powtarza, że umiemy grać w siatkówkę

Sytuacja Indykpolu AZS-u Olsztyn powoli robiła się dość rozpaczliwa. Zamykający tabelę zespół nie tylko nie zdobywał punktów. Każdy jego mecz naszpikowany był błędami, zawodnicy prezentowali się fatalnie, a w grze nie było widać żadnej koncepcji. Olsztynianie od dwóch kolejek mają nowego trenera, a w środę zdobyli w końcu punkt. Libero Akademików Marcin Mierzejewski w rozmowie portalem SportoweFakty.pl opowiedział o nowej sytuacji w zespole i rumuńskim trenerze Gheorghe Cretu.

Edyta Gwóźdź
Edyta Gwóźdź

Zespół z Olsztyna po pierwszej fazie rozgrywek miał w dorobku zaledwie pięć punktów. Co gorsza, mentalnie nie był w stanie podejmować walki z kolejnymi przeciwnikami. Władze klubu musiały coś zmienić, zmieniły więc trenera. Rumun Gheorghe "Gianni" Cretu debiutu z Resovią nie miał udanego, ale już w kolejnym meczu jego zespół postraszył renomowanego rywala, czyli ZAKSĘ Kędzierzyn-Koźle. Olsztynianie przegrali dopiero po tie-breaku.

- W naszej sytuacji to nie tylko jeden punkt, lecz aż jeden punkt - mówił naszemu portalowi po meczu libero Akademików Marcin Mierzejewski, zresztą były zawodnik ZAKSY. - Był nam naprawdę bardzo potrzebny, tym bardziej, że zdobyty z drużyną teoretycznie walczącą o coś zupełnie innego. Mam nadzieję, że to będzie początek naszej lepszej gry. Pewniejszej i uwieńczonej zdobywaniem punktów.

Gra olsztynian wreszcie mogła się podobać. Akcje były składnie zawiązywane, zniknęły banalne błędy, poprawiła się ich dotychczasowa zmora, czyli skuteczność w ataku. Dopiero w piątym secie przewaga kędzierzyńskiego pretendenta do medalu była wyraźna od początku do końca. Z gospodarzy jak gdyby zeszło powietrze, pojawiły się znów błędy. Jak choćby trzy z rzędu zepsute zagrywki. - Podjęliśmy pewne ryzyko na zagrywce - tłumaczył Mierzejewski. - Skutkiem tego były popsute serwisy. Jednak nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Trzeba wyciągnąć z tego wnioski, żeby w następnym meczu nie popełniać takich błędów. To karygodne, żeby psuć trzy zagrywki z rzędu, zwłaszcza w tie-break'u.

Może właśnie to spotkanie okaże się jakimś przełomem w postawie zespołu. Dotąd na boisku na ogół nie widać było drużyny. Łatwo się poddawała po kilku nieudanych akcjach. Tym razem nie odpuszczała prawie do końca. - Uważam, że naszym problemem była dotąd nasza głowa, mentalne nastawienie do meczu - Mierzejewski poniekąd potwierdził taką diagnozę. - Teraz się to zmieniło, a co za tym idzie, zmieniła się nasza gra. Jedno zawsze idzie z drugim. Mam nadzieję, że będziemy pracować nie tylko nad taktyką i techniką, ale i nad naszymi własnymi głowami. To jest nam potrzebne.

Najbardziej gorące pytanie brzmi oczywiście, czy lepsza postawa zespołu to zasługa nowego trenera. - Nie wydaje mi się - stwierdził olsztyński libero. - Nie wiem dlaczego akurat dziś to zadziałało, tak jak nie wiedziałem, dlaczego wcześniej graliśmy słabo. Tak to zostawmy - że czasem coś musi zaskoczyć, dziś zaskoczyło i będzie zaskakiwać w każdym kolejnym meczu.

Ale o trenerze Cretu Marcin Mierzejewski mówił z sympatią i chętnie, zdając sobie sprawę, że w Polsce mało kto go zna. - W zasadzie ja też go nie znam - śmiał się zawodnik. - Jest dopiero tydzień z nami. Jest na pewno bardzo sympatycznym człowiekiem, znającym się na swojej robocie. Mamy dobre treningi i oby tak dalej. Mam nadzieję, że to przyniesie rezultaty.

Szkoleniowiec bez wątpienia będzie miał co robić, bo mimo niezłego meczu z ZAKSĄ bolączki AZS-u przecież nie zniknęły. Jego zadanie to postawić diagnozę, na czym polegają problemy zespołu i jak je naprawiać. Marcin Mierzejewski miał już pierwsze uwagi co do jego pracy. - Zaczął od naszego mentalnego nastawienia do meczu. Cały czas powtarza, że potrafimy grać w siatkówkę, że możemy wygrywać i żebyśmy w to w końcu uwierzyli. Myślę, że to dobra droga do obranego przez nas celu. Chociaż na pewno będzie bardzo ciężko.

Kluczem - może nie jedynym, ale ważnym - będzie umiejętność dotarcia do zawodników i przekonania ich do swojej wizji. Zdaniem Mierzejewskiego są na to szanse, bo trener zrobił na wszystkich dobre wrażenie. - Relacje są bardziej partnerskie niż szef - podwładni. Jest naprawdę fajnym człowiekiem, który żyje na treningach. Nie przychodzi tam po to, żeby, brzydko mówiąc, "odwalić" swoją robotę, ale jest z zespołem ciągle - w dobrych i złych chwilach. O to chodzi, bo będziemy tego potrzebować. - zakończył libero olsztynian.

Kolejny, kto wie czy nawet nie trudniejszy sprawdzian już w sobotę, bowiem w Częstochowie odbędą się akademickie derby. A jak wiadomo miejscowy Tytan AZS to rewelacja rozgrywek i wicelider tabeli.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×