Mało kto przed sezonem spodziewał się, że Indykpol AZS Olsztyn będzie się prezentował tak fatalnie. Ostatnie miejsce w tabeli, zaledwie dwa wygrane mecze w trzynastu kolejkach, brak "zęba" na boisku - taki smutny obraz Akademików obserwujemy w tym roku. Po zmianie trenera wydawało się, że w zespole coś drgnęło. Dwa tie-breaki z ZAKSĄ i Delektą, do tego przy nie najgorszej grze, pozwalały myśleć, że poprawa sytuacji jest kwestią bliskiego czasu. Okazją miało być piątkowe spotkanie z Fartem Kielce. Porażka w trzech setach we własnej hali z walczącym o te same cele beniaminkiem ligi brutalnie sprowadziła na ziemię olsztyńskie środowisko siatkarskie. A zespół postawiła w dość dramatycznej sytuacji.
Po tym spotkaniu ze świecą można było szukać siatkarza AZS-u chętnego do rozmowy. Jednym z najbardziej emocjonalnie reagujących zawodników był Vladimir Cedić. Serbski środkowy po meczu dłuższą chwilę nie podnosił się z boiska, przeżywając to co się stało, a schodził z niego ze łzami żalu i złości w oczach. - Nie wiem co się dzieje. Myślę, że z tym zespołem możemy wygrywać, jesteśmy w stanie tego dokonać - bezradnie mówił zawodnik dla oficjalnego portalu klubowego AZS-u Olsztyn. - Widzę, że chcemy. Wszystko co robimy, o czym rozmawiamy na odprawach - wszystko wywaliliśmy w błoto.
Jedną z największych bolączek zespołu wydaje się brak lidera potrafiącego zmobilizować resztę w końcówkach setów. Potwierdzał to na pomeczowej konferencji trener Gheorghe Cretu. - Myślę, że straciliśmy dziś instynkt mordercy w najważniejszych momentach, zwłaszcza po tym, kiedy udawało nam się prowadzić w dwóch setach. Wprawdzie w piątek kapitan Akademików Paweł Siezieniewski starał się brać na siebie odpowiedzialność za grę, ale kolejne piłki kierowane do niego czyniły tę grę dość czytelną.
- W moim kraju mówimy, że spaliliśmy się, bo za bardzo chcieliśmy. Za dużo od siebie wymagaliśmy. Ja bardzo chciałem wygrać, a w każdym elemencie zagraliśmy poniżej oczekiwań - podsumowywał spotkanie niepocieszony Cedić.
Świąteczny nastrój w hali Urania prysł jak bańka mydlana. Na meczu kibice zjawili się zaopatrzeni w mikołajowe czapy, bowiem byli przygotowani na zrobienie uroczystego, zbiorowego zdjęcia z zawodnikami. Z zapowiadanego pomysłu zrezygnowano. Po takim meczu nikt nie miał ochoty na uśmiechanie się do fotografii, odłożono ją więc na lepsze czasy... Otwartym pozostaje pytanie, kiedy te czasy zawitają do Olsztyna.