Najpierw podopieczni Jacka Nawrockiego pojechali na mecz do Kędzierzyna-Koźla. Później przez Warszawę, Zurych i Mediolan połączeniem lotniczym udali się do Włoch, gdzie w ramach rozgrywek Ligi Mistrzów zmierzyli się z miejscowym Trentino. Dopiero z Półwyspu Apenińskiego wrócili do stolicy, skąd w czwartek pojechali do Bydgoszczy. Tutaj dla Skry zakończył się morderczy etap wygraną 3:1.
- Na tym najbardziej cierpią nasi najbliżsi - mówi Karol Kłos. - Ale taki wybraliśmy sobie zawód i jesteśmy zadowoleni z tego co robimy. Od pierwszego stycznia byliśmy właściwie w podróży i zmęczenie daje o sobie znać. Tęsknimy za swoimi rodzinami. Na szczęście teraz dostaniemy półtora dnia wolnego i trochę odpoczniemy - podkreślił środkowy Skry.
- Podróżujemy po ciekawych miejscach, choć tak naprawdę nie mamy czasu na zwiedzanie. Zazwyczaj większość dnia spędzamy na treningach, a gdy już dostaniemy parę godzin wolnego to staramy się je wykorzystać na odpoczynek. Tak samo jest, kiedy jeździmy po Polsce i wówczas w autobusie staramy się odprężyć - tłumaczy Kłos.
W Bydgoszczy tylko w pierwszym secie mistrzowie Polski mieli problemy z Delektą. W kolejnych partiach musieli pokazać swój najwyższy poziom, aby wywieźć z ''Łuczniczki'' trzy punkty. - Trener nam uświadamiał o tym, że nie będzie to łatwy pojedynek. Po pierwszym secie można było się spodziewać zaciętego boju. W kolejnych odsłonach to my dyktowaliśmy warunki gry, choć bydgoszczanie nas gonili i musieliśmy mieć się na baczności. Sporo problemów sprawiła nam gra Michała Cervena. Ogólnie zespół Waldemara Wspaniałego zagrał na dobrej skuteczności pod siatką - zakończył Kłos.