Paweł Zagumny, tak jak wszyscy siatkarze kędzierzyńskiej ZAKSY, bardzo szybko opuścił parkiet stołecznego Torwaru. Zaraz po finałowej dekoracji, zawodnicy w biało-czerwono-niebieskich strojach ze spuszczonymi głowami ruszyli do szatni. - Skra wygrała, więc z nimi rozmawiajcie - odpowiadali dziennikarzom zawiedzeni zawodnicy. Kiedy jednak trochę ochłonęli po porażce, wzięli prysznic i pakowali swoje bagaże do autokaru, reagowali już zupełnie inaczej.
Zagumny oprócz klubowej torby musiał jeszcze dźwigać wielki czek na 5 000 złotych, który był nagrodą dla najlepszego rozgrywającego finału Pucharu Polski. - Zamieniłbym chętnie ten czek na nasze zwycięstwo i puchar - mówił reprezentacyjny rozgrywający, który jednak przyznał, że w niedzielne popołudnie Skra zaprezentowała się lepiej. - Byli dzisiaj nie do ruszenia. Praktycznie w każdym elemencie grali bardzo dobrze, a my postraszyliśmy ich tylko w drugim secie. To jednak za mało na tak dysponowaną Skrę.
- Osobiście czuję się jednak rozczarowany dzisiejszą porażką, bo jak już zagrałem w polskim finale, to bardzo chciałem zdobyć ten puchar. Tym bardziej, że - jak na razie - mam w swoim dorobku jedynie Puchar Grecji - mówił rozgrywający ZAKSY. Od razu jednak dodał, że dla całej drużyny finał jest sukcesem. - Po dziewięciu latach drużyna z Kędzierzyna-Koźla zagrała w finale i to jest na pewno sukces, a także kolejny krok do przodu w walce o wysokie cele.
Czy po gładkiej, finałowej porażce już nikt w ZAKSIE nie będzie wierzył w pokonanie bełchatowian? - Nic podobnego, przecież każdy mecz jest inny. Dzisiaj było widać, że na te najważniejsze spotkania Skra mobilizuje się, bardziej niż zwykle, ale to jednak nie znaczy, że spuścimy głowy i nie będziemy walczyć. Wręcz odwrotnie. Przed nami jeszcze wiele ważnych pojedynków, nie tylko ze Skrą, więc trzeba zapomnieć o przegranej w Warszawie i patrzeć z optymizmem w przyszłość - z lekkim uśmiechem podsumował Zagumny.