Los dał Tauron MKS-owi możliwość spędzenia niecałych dwóch dni na ciepłej hiszpańskiej wyspie. Jednak dąbrowianki są profesjonalistkami i wiedziały, że lecą na Minorkę po zwycięstwo. O ile spodziewały się zaciętego meczu z mistrzyniami kraju, o tyle nie spodziewały się takich temperatur w negatywnym znaczeniu. - Bardzo zimno! Przyleciałyśmy do ciepłych krajów, a tu tak, żeby ładnie powiedzieć zimno na hali, że musiałyśmy być cały czas w ruchu, by być w dobrej dyspozycji. Dziewczyny w kwadracie stały w kurtkach zimowych, aby być gotowe do wejścia na boisko (śmiech) - zauważyła Krystyna Strasz, libero MKS-u.
Zagłębianki bardzo dobrze weszły w mecz, wygrały bowiem premierową partię do 14, a drugą do 20. Jednak w tym momencie przyszedł mały kryzys, który wykorzystały ich rywalki, aby wygrać trzecią partię i przedłużyć swoje szansę na pozostanie w tym pojedynku. - To syndrom przeklętego trzeciego seta! (śmiech). Trudno wytłumaczyć co się dzieje wtedy z drużyną. Spokojnie wygrałyśmy dwie pierwsze partie, a ta trzecia okazała się dla nas najtrudniejszą. Po prostu coś nie chciało zaskoczyć. Cieszę się jednak, że potrafiłyśmy się zebrać raz jeszcze i dzięki temu porzekadło "kto nie wygrywa 3:0, przegrywa 2:3" nie sprawdziło się - powiedziała z radością.
Dąbrowski szkoleniowiec podkreślał, że przed pierwszym gwizdkiem sędziego było wiele obaw. Libero zgadza się z Waldemarem Kawką, w ich wypowiedziach dominowały negatywne opinie o hiszpańskiej hali. - Raczej spodziewałyśmy się tego, co zaprezentowały. Zaskoczyła nas troszeczkę jedynie ich zagrywka, piłki latały tu bowiem dość dziwnie. Być może to przez kiepskie oświetlenie hali, ponieważ w jednym miejscu na boisku jest ciemno, w drugim jest zaś bardzo jasno, a jak stanie się pod lampą to nic nie widać (śmiech) - zaznaczyła Krystyna Strasz.