Puchar CEV: Zaliczki nie ma, trzeba dać z siebie maksimum! - przed spotkaniem ZAKSA Kędzierzyn-Koźle - CSKA Sofia
Weekend to dosyć nietypowa jak na europejskie puchary pora rozgrywania spotkań. Właśnie w niedzielę ZAKSA Kędzierzyn-Koźle stanie jednak do rywalizacji o udział w finale Pucharu CEV. Jej rywalem będzie team CSKA Sofia, który - nie ma tu co ukrywać - znajduje się w uprzywilejowanej sytuacji, ponieważ ma już na swoim koncie zdecydowaną wiktorię nad siatkarzami Krzysztofa Stelmacha i do awansu potrzebuje już "tylko" jednego triumfu - w rewanżu bądź też w złotym secie.
Joanna Seliga
Pierwsza konfrontacja zawodników ZAKSY w Sofii nie ułożyła się po ich myśli. Mimo bojowych nastrojów, w jakich jechali oni do Bułgarii, nie pokazali niestety pełni swoich możliwości. Ba, przegrali zdecydowanie, bo aż 0:3. Co więcej, jedynie w pierwszej odsłonie byli dla swoich przeciwników równorzędnymi partnerami. Co prawda nie można tej potyczki nazwać deklasacją, lecz w kontekście walki o awans do finału Pucharu CEV należy przyznać, iż mieliśmy prawo spodziewać się po czołowych siatkarzach PlusLigi nieco lepszej postawy.
Aleksander Popow, szkoleniowiec CSKA Sofia, z szacunkiem wypowiadał się jednak na temat postawy ZAKSY, lecz jednocześnie nadmieniał, że w Kędzierzynie-Koźlu jego zespół postara się wygrać już w pierwszym podejściu. - Starcie z ZAKSĄ oceniam jako ciężkie - podkreślił. - Jego rezultat nie spowoduje jednak w szeregach moich podopiecznych przesadnej pewności siebie, która mogłaby ich zgubić. Do Polski jedziemy po zwycięstwo. Nie chcemy z ostatecznym rozstrzygnięciem czekać aż do złotego seta - stwierdził na łamach serwisu cev.lu. Trudno się zresztą jego słowom dziwić - złoty set, o czym CSKA Sofia wie z autopsji, to siatkarska zabawa w podchody, której wynik może być niejednokrotnie tendencyjny i nieodzwierciedlający siły walczących ze sobą ekip. Bułgarzy zaś mają w swoich rękach poważną zaliczkę przed rewanżem, która stanowi niewątpliwie ich atut.