Wszystko robimy uczciwie - rozmowa z Robertem Karlikiem, prezesem Tauronu MKS Dąbrowa Górnicza

Podopieczne Waldemara Kawki pokonały już trzy przeszkody w drodze do finału Pucharu CEV. W rodzimych rozgrywkach dąbrowianki spisują się nieco gorzej, ale prezes jest dobrej myśli i sądzi, że o końcowych wynikach sezonu będzie decydowała dyspozycja w play-off.

Marek Knopik: Zespół z Dąbrowy Górniczej notował co roku lepsze wyniki, aż po brązowy medal poprzednich rozgrywek. Aby zachować ten progres musicie w tym sezonie awansować do ścisłego finału ligi. Czy jest to realne?

Robert Karlik: Od kilku dobrych lat robiliśmy stałe postępy. Kiedyś ten marsz w górę musi się jednak zatrzymać, a przynajmniej na tym etapie, może zostać spowolniony. Zdobycie brązowego medalu w ubiegłym sezonie było ogromnym sukcesem naszej drużyny. W obecnych rozgrywkach będzie bardzo trudno zrobić kolejny krok w przód. Poziom ligi bardzo się wyrównał i doszedł kolejny zespół z medalowymi aspiracjami. Mam na myśli ekipę Atomu Trefla Sopot. My jednak nie odpuszczamy. Naszym celem jest zajęcie czwartego, a w najgorszym przypadku piątego miejsca po rundzie zasadniczej, co pozwoliłoby nam uniknąć w pierwszej fazie play-off konfrontacji z jedną z trzech najlepszych drużyn. Jednak o końcowych wynikach i tak będzie decydowała dyspozycja w play-off.

W środowisku siatkarskim jesteście postrzegani jako klub bardzo stabilny, prezentujący solidny poziom. Nie od dziś jednak wiadomo, że aby odnosić spektakularne sukcesy, potrzebne są gwiazdy. Jakie więc macie plany na przyszłość?

- Bardzo dziękuję za słowa utwierdzające mnie w przekonaniu, że klub jest dobrze prowadzony. Chciałbym w tym miejscu podkreślić jedną rzecz. Wszystko robimy uczciwie i stopniowo, tak jak to w sporcie powinno wyglądać. Jeśli zaś chodzi o siatkarskie gwiazdy, to zgadzam się, że są one bardzo potrzebne, by osiągać sukcesy. Nie ma ligi w Europie, gdzie nie podpierałoby się składów zagranicznymi zawodniczkami. To normalna kolei rzeczy, bo przyjazd dobrych siatkarek z innego kraju powoduje wzrost poziomu gry w danej lidze. My oczywiście dostrzegamy taką konieczność, a to co zrobiliśmy w tym roku jest właśnie tego dowodem. Zakontraktowaliśmy dwie Czeszki, reprezentantki kraju. To są siatkarki z pierwszej szóstki kadry Czech, które decydowały o obliczu tej drużyny podczas ostatnich MŚ. Matea Ikić też miała propozycję gry w kadrze Chorwacji, z której jednak nie skorzystała. Natomiast była jedną z ważniejszych zawodniczek we włoskiej Serie A. W tej chwili to są nasze zagraniczne gwiazdy.

Przed wami dwa bardzo ważne mecze z mistrzyniami oraz wicemistrzyniami Polski.

- Te dwa spotkania tak naprawdę pokażą naszą wartość. Gramy trochę dziwnie w tym sezonie, bo w lidze wiedzie się nam różnie, natomiast w europejskich pucharach znakomicie.

Udział w rozgrywkach Pucharu CEV wiąże się z podróżami, czasem dosyć dalekimi i uciążliwymi. Może właśnie to jest powód waszej nierównej formy?

- Na pewno ma duży wpływ na naszą postawę. Wprawdzie wyjazd do Brna nie wiązał się z jakimiś dużymi trudami, ale rywalizacja z drużyną rumuńską i hiszpańską to były spore wyzwania logistyczne. Wyprawa na Minorkę to praktycznie cały dzień w podróży. Kolejny dzień to trening, później mecz. Następnie równie uciążliwy powrót z lądowaniem we Wrocławiu i mecz z Gwardią, przegrany niestety 2:3. Trudno w takich okolicznościach zachować pełną koncentrację i równą formę. Mam nadzieję, że teraz zacznie się to już wszystko układać po nasze myśli, również w PlusLidze Kobiet.

W końcówce poprzedniego sezonu pomogło wam doświadczenie zdobyte w Lidze Mistrzów. Czy liczycie, że udział w tegorocznym Pucharze CEV odniesie podobny skutek?

- Gra z najlepszymi zawsze pozostawia coś pozytywnego, chociaż jest to duży wysiłek finansowy dla klubu i fizyczny dla zawodniczek. Izabela Żebrowska zagrała dwa dobre mecze z hiszpańskim zespołem Valeriano Alles, nabrała pewności siebie i nieprzypadkowo została MVP meczu ze Stalą Mielec. Atakowała zarówno z łatwych, jak i z trudnych piłek i wszystko wchodziło. Nawet w obronie znakomicie sobie radziła. Zresztą nie tylko ona dochodzi do dobrej formy. Cała drużyna Tauronu zaczyna dobrze funkcjonować i nawet dziewczyny, które w meczu ze Stalą były rezerwowymi, w momencie pojawienia się na parkiecie, godnie zastąpiłyby występujące siatkarki.

Temu akurat nie można się dziwić. Przecież dysponujecie bardzo wyrównaną 12-tką i trudno którąkolwiek z siatkarek nazwać rezerwową.

- Dokładnie tak to sobie wyobrażam i oby tylko jakaś kontuzja nam się nie przytrafiła. Elżbieta Skowrońska wraca do zdrowia i jest pełna zapału do treningu. Natalia Kurnikowska to jeszcze bardzo młoda zawodniczka, a już potrafi zagrać seta czy nawet więcej na dobrym poziomie. Czasem brakuje jej jeszcze doświadczenia i cwaniactwa, ale to bardzo perspektywiczna siatkarka. Całkowicie się zgadzam, że posiadamy 12 dziewczyn, które potrafią się zastąpić na boisku bez uszczerbku w poziomie naszej gry.

W ekipie z Dąbrowy Górniczej jest sporo nowych twarzy, co wiąże się z koniecznością zgrywania zespołu. Czy obecne zawodniczki Tauronu mają podpisane długoterminowe kontrakty, by uniknąć tego problemu w kolejnym sezonie?

- Zawodniczki zagraniczne mają podpisane kontrakty jednoroczne, bo są u nas po raz pierwszy i ostrożnie do tego podchodziliśmy, a i one same chciały zobaczyć jak ten klub funkcjonuje. Z tego co pamiętam, to cała reszta siatkarek ma kontrakty dłuższe. Natomiast uważam, że nasz zespół problem ze zgraniem ma już za sobą i takie wpadki jak ta w Mielcu nie będą miały już miejsca.

Wróćmy jeszcze do europejskich pucharów. Ile już wydaliście na tą "przyjemność"?

- Oj bardzo dużo. Rywalizacja z jednym przeciwnikiem, czyli dwumecz, kosztuje około 40-50 tysięcy złotych. Rozegraliśmy już trzy rundy, więc łatwo obliczyć. Do tego dochodzi jeszcze sporo innych wydatków, jak posiłki podczas długich podróży po Europie, czy wpisowe przed rozgrywkami. Nie zarobimy na tym ani złotówki, a przecież to ogromne poświęcenie, tak ze strony zawodniczek jak i całego klubu.

Więc o co tak naprawdę gracie. O prestiż?

- Jaki to jest dla nas prestiż, skoro nawet telewizja nie pokazuje spotkań Pucharu CEV. Kibic może tylko przeczytać w internecie lub gazecie, że drużyna z Dąbrowy Górniczej pokonała kolejną przeszkodę. Jeśli nie zobaczył w jaki sposób do tego doszło, jaki był poziom, kto zagrał dobrze, kto gorzej, to nawet o prestiżu nie można mówić. Dla mnie brak transmisji jest sprawą skandaliczną. Spotkanie z hiszpańskim zespołem na Minorce oglądało około 50 osób. Temperatura w hali wynosiła 15 stopni i było tak ciemno, że piłkę ledwo było widać. Gdzie tu ranga?

Wobec tego co dalej z waszą europejską przygodą?

- Jesteśmy w tej chwili blisko finału. Pokonaliśmy już trzech rywali i zrobimy wszystko, by te rozgrywki wygrać. Na pewno się teraz nie wycofamy, natomiast jeśli nie zmienią się zasady to bardzo, ale to bardzo się zastanowimy, czy zgłaszać drużynę do kolejnych pucharowych zmagań. Tak nie może być, żeby za pieniądze klubów czy sponsorów robić przyjemność federacji i sędziom. Jak długo można? Nie ma już chyba innej dyscypliny sportu, w której ponosiłoby się straty za udział w europejskich pucharach.

Komentarze (0)