Siatkarki PLKS Pszczyna nie zdołały wywieźć chociażby punktu z trudnego terenu w Policach. Podopieczne Jarosława Bodysa przegrały 3:1 chociaż w pewnym momencie wydawało się, że mogą liczyć na zdobycie przynajmniej jednego punktu. Tak było w drugim secie kiedy mimo prowadzenia gospodyń 22:18 PLKS zdołał zwyciężyć i doprowadzić do remisu. - Na pewno popełniłyśmy w tym secie najmniej błędów własnych. Miałyśmy mało zepsutych zagrywek, dobre było przyjęcie. Z drugiej strony przeciwniczki pomyliły się raz, drugi i już nie grało im się tak pewnie jak wcześniej - opowiada Agnieszka Mitręga, przyjmująca PLKS-u.
Przyjmująca zespołu z Pszczyny nie ukrywała po spotkaniu żalu, że nie udało się ugrać chociażby punktu co pozwoliłoby zwiększyć szanse na 6 miejsce przed play-off. Tym bardziej, że drużyna zagrała lepiej niż w poprzednich przegranych spotkaniach. -Ten mecz wyglądał nieco inaczej niż wcześniejsze z KSZO czy SMS-em Sosnowiec. Wtedy przegrywałyśmy poszczególne sety w końcówkach przez błędy własne, często po długiej pogoni za rywalkami. Tym razem Chemik osiągał przewagę w trakcie setów i "dojeżdżał" z nią do końca. Będziemy nadal walczyć, aby zająć 6. miejsce w tabeli. To pozwoli nam poprawić morale w drużynie przed play-off - przyznała Mitręga w rozmowie z plkspszczyna.pl
Z pewnością nie bez wpływu na przebieg meczu pozostała postawa jednego z sędziów liniowych, po którego decyzji w czwartym secie nerwy puściły podopiecznym trenera Bodysa. - Jedna z rywalek posłała piłkę na aut. Wszystkie nasze dziewczyny to widziały, ale sędzia liniowy pokazał "pole", a za nim pierwszy sędzia. Naskoczyłyśmy więc na liniowego, sędzia poprosił Izę Placek do siebie i ostrzegł, że jak jeszcze raz będzie protestować, to zobaczy żółtą kartkę. Iza ledwo się odwróciła, a sędzia pokazał żółty kartonik - przytacza kontrowersyjną sytuację przyjmująca zespołu z Pszczyny.