Częstochowianie wrócili do gry po dłuższej przerwie. W swoim ostatnim ligowym pojedynku ulegli 2:3 Warszawskiej Politechnice. ZAKSA tyle czasu wolnego nie miała, ze względu na występy w Pucharze CEV, w którym zajęła ostatecznie drugie miejsce.
Spotkanie rozpoczęło się od kilku efektownych wymian. Inicjatywa już od pierwszych piłek należała do kędzierzynian, którzy po kapitalnym bloku na Dawidzie Murku zeszli z prowadzeniem na przerwę techniczną (4:8). Akademicy nie mogli odnaleźć swojego rytmu gry i zniwelować strat. Skuteczna kontra, zakończona atakiem Jurija Gładyra, zmusiła trenera Kardosa do wzięcia czasu (8:13). Jego interwencja nie zdała się na wiele, bo podczas drugiej przerwy technicznej dystans dzielący oba zespoły wciąż wynosił pięć oczek (11:16). Końcówka seta nie przyniosła ani większych emocji, ani zmiany wyniku. Na sytuację nie wpłynęła nawet żółta kartka dla Krzysztofa Stelmacha (15:19). Przyjezdni szybko opanowali nerwy, a partię zakończył Jakub Jarosz (20:25).
Początek drugiej odsłony meczu nie stał na zbyt wysokim poziomie. Oba zespoły popełniały proste błędy w ataku i zagrywce. Z tego festiwalu pomyłek obronną ręką wyszli goście, którzy uzyskali dwupunktowe prowadzenie (6:8). Częstochowianie nie dali się jednak zdeprymować i po pojedynczym bloku Bartosza Janeczka doprowadzili do remisu (12:12). Taki stan rzeczy nie trwał długo. Za sprawą kiwki Pawła Zagumnego, ZAKSA odzyskała swoją skromną przewagę (14:16), której nie wypuściła z rąk już do końca seta. Po asie serwisowym Wojciecha Kaźmierczaka na tablicy pojawił się wynik 16:20. AZS nie był w stanie odrzucić rywali od siatki i zniwelować coraz większych strat. Autowy serwis Michała Żuka zapewnił kędzierzynianom prowadzenie 2:0 w całym spotkaniu (20:25).
Akademicy nie wyciągnęli wniosków z dwóch pierwszych partii i ponownie pozwolili ZAKSIE odskoczyć na kilka punktów. Już przy stanie 3:7 Marek Kardos musiał poprosić o czas. Okazało się to bardzo trafne posunięcie, bo na przerwę techniczną z prowadzeniem zeszli gospodarze (8:7). Tytan wreszcie zaczął grać swoją siatkówkę i wkrótce uzyskał trzy oczka przewagi (11:8). Trener Stelmach zareagował na tą sytuację zmianami. Na parkiecie pojawili się Dominik Witczak i Tine Urnaut. Wprowadzeni gracze nie mogli jednak odmienić losów seta. Mocne zbicie Bartosza Janeczka sprowadziło zespoły na drugą przerwę techniczną (16:10). Miejscowi przeszli zaskakującą przemianę. To oni stali się zespołem dominującym na parkiecie i bez problemów wygrali trzecią część spotkania (25:15).
Goście nie mogli otrząsnąć się po wysokiej przegranej. Inicjatywa dalej znajdowała się po stronie AZS-u, który szybko doprowadził do wyniku 4:1, a na pierwszą przerwę techniczną zszedł przy stanie 8:3. Kędzierzynianie próbowali nawiązać wyrównaną walkę i zniwelowali straty do dwóch oczek (14:12). Akademicy odpowiedzieli na ten zryw trudnymi serwisami Łukasza Wiśniewskiego (17:12). Od tego momentu gospodarze zaczęli już myśleć o tie-breaku, co jak łatwo się domyślić, nie wyszło im na dobre. Po autowym ataku Krzysztofa Gierczyńskiego na tablicy pojawił się remis 21:21. W końcówce gra częstochowian kompletnie się rozsypała. Ich kolejne błędy zapewniły ZAKSIE piłkę meczową, którą wkrótce wykorzystał Idi (22:25).
Tytan AZS Częstochowa - ZAKSA Kędzierzyn-Koźle 1:3 (20:25, 20:25, 25:15, 22:25)
AZS: Janeczek, Drzyzga, Gierczyński, Murek, Nowakowski, Wiśniewski, Dębiec (libero) oraz Żuk, Hebda, Oczko, Sobala
ZAKSA: Jarosz, Zagumny, Idi, Ruciak, Kaźmierczak, Gładyr, Gacek (libero) oraz Witczak, Urnaut, Pilarz, Wójtowicz
MVP: Idi