Faworytem spotkania pomiędzy Stalą a Tauronem MKS były, oczywiście, dąbrowianki. Jednak początek nie zapowiadał ich zwycięstwa, w premierowej partii mielczanki prowadziły bowiem 23:14, a gra zagłębiowskiej drużyny wyglądała źle. Wszystko odmienił trudny serwis Natalii Kurnikowskiej, za czym poszła poprawa ataku. Dzięki tej odmianie MKS zdołał wygrać tego seta, a potem dwa następne. - Jestem zadowolona, że udało się wygrać w trzech partiach, chociaż pierwsza tego nie zapowiadała. Na pewno zmęczenie w naszym zespole jest widoczne. Cieszę się, że udało nam się zmobilizować przy takim natłoku spotkań, gdy trudno o koncentrację, bo mecz goni mecz - podkreśliła dąbrowska kapitan Joanna Staniucha-Szczurek.
Mecz w Mielcu był tylko przystankiem dla ekipy Waldemara Kawki, przed którą bardzo ważny i wymagający mecz w Sopocie. Nie dziwi więc fakt, że zagłębiowski szkoleniowiec rotuje składem, tym samym dając odpocząć kluczowym zawodniczkom przed play-offami. Nie inaczej było podczas pucharowego zmagania ze Stalówkami. - Zaczęłam na ławce, ale później weszłam i mogłam pomóc. Trener musi rozkładać siły na cały zespół, dlatego daje pograć wszystkim dziewczynom. Reszta drużyny musi w gotowości czekać na swoją kolej - powiedziała.
Czy dąbrowiankom wystarczy sił do końca sezonu?
Mimo że dąbrowska kapitan obserwowała spotkanie z kwadratu dla rezerwowych aż dwie partie, to po wejściu na boisko zaprezentowała się z jak najlepszej strony. - Czasami trudno wejść na boisko i pokazać się z dobrej strony, gdy człowiek przestoi dwa sety w kwadracie dla rezerwowych. Najważniejsze, że awansowaliśmy do finałów i teraz tylko to się liczy - zaznaczyła.
Dla Zagłębianek było ważne szybkie zakończenie meczu z mielczankami. Tuż po jego zakończeniu udawały się bowiem bezpośrednio do Sopotu. - Dwie godziny po ostatnim gwizdku wsiadłyśmy do autobusu i rano byłyśmy w Sopocie. Będziemy chciały pokazać się tam z jak najlepszej strony - zapowiedziała Joanna Staniucha-Szczurek.