Początek pierwszego spotkania w Dąbrowie Górniczej pomiędzy miejscowym Tauronem MKS-em i Atomem Treflem Sopot był bardzo nerwowy w wykonaniu obydwu zespołów. W pierwszej partii obie drużyny zdobywały punkty długimi seriami (9 oczek pod rząd), a poziom gry pozostawiał sporo do życzenia. Sopocianki zdołały jednak szybciej opanować nerwy, pokonały gospodynie 3:1 i to one są w tej chwili bliżej finału.
- Miałyśmy grać na luzie, ale tego nie zrealizowałyśmy. Zabrakło nam dziś zupełnie przyjęcia. Brak tego elementu zdecydowanie obniżył nasze możliwości w ataku - komentuje środkowa Tauronu, reprezentantka Czech Ivana Plchotova.
Podopieczne Waldemara Kawki nie tylko źle przyjmowały. Nie potrafiły również zagrozić rywalkom zagrywką w taki sposób, jak chociażby w pierwszej potyczce w Sopocie. - Tym razem nie zagrywałyśmy na libero, lecz na pozostałe dwie przyjmujące. Niestety nie powiodło się nam to. Nasze serwy nie były tak skuteczne - wyjaśnia Czeszka.
- Mamy jeszcze jeden mecz przed sobą i wszystko się może zdarzyć. Ja głęboko wierzę, że zdołamy wyrównać stan rywalizacji na 2:2 i pojedziemy do Sopotu na rozstrzygający mecz - mówi pełna wiary Ivana Plchotowa.
Dąbrowianki w boju o finał mistrzostw Polski prowadziły 1:0, lecz rywalki zdołały doprowadzić do remisu, a po spotkaniu w Dąbrowie Górniczej objęły prowadzenie 2:1. Czy taką samą odpornością psychiczną wykażą się zawodniczki Tauronu przekonamy się już w niedzielę, bo wtedy właśnie zostanie rozegrany kolejny mecz.