Trzy tygodnie bez rodziny były trudnym okresem - rozmowa z Bartoszem Kurkiem

Bartosz Kurek w meczach z Portoryko był motorem napędowym polskiej drużyny. Gorzej zagrał w spotkaniu sobotnim, w którym dopadł go kryzys formy, ale i tak w końcówkach setów poprowadził biało-czerwonych do zwycięstwa.

W tym artykule dowiesz się o:

W drugim spotkaniu zagraliście znacznie lepiej niż w piątek.

- Muszę przyznać, że czuliśmy się nieco zmęczeni po wczorajszym meczu. Dzisiaj Łukasz Żygadło trochę mnie oszczędzał. W końcówce walczyliśmy do upadłego o każdą piłkę. Fajnie, udało mi się skończyć najważniejsze ataki.

W pierwszym meczu problemem było zmęczenie czy koncentracja?

- Przede wszystkim to drugie. Ja osobiście właśnie w czasie drugiego meczu odczułem mały kryzys. Miałem w ogóle problemy rano z zebraniem się z łóżka. Ciężko mi się grało.

Mówiło się, że mecze wyjazdowe mają scementować was jako zespół. Udało się?

- Oczywiście. Zresztą fajnie przetrwaliśmy ten okres. Trudno wytrzymać trzy tygodnie w gronie samych facetów, bez rodzin, bez domu. Podołaliśmy jednak temu zadaniu. Staraliśmy się grać najlepiej, jak tylko można. Już teraz mogę powiedzieć, że jesteśmy zgraną grupą, która walczy i nigdy się nie poddaje.

W meczach wyjazdowych z Brazylią zaprezentowaliście się nieźle. Czy zrobicie krok do przodu i wygracie chociaż jedno spotkanie?

- Zobaczymy, żadna drużyna na świecie grając przeciwko Canarihnos nie może obiecywać wiktorii. Zagramy tak jak na wyjeździe, postarając się coś urwać. Brazylijczycy nigdy nie odpuszczają, ale my też tego nie zamierzamy zrobić!

W turnieju finałowym trzeba zagrać na sto procent możliwości. Na ile gracie obecnie?

- Trudno określić naszą obecną formę. Więcej będziemy wiedzieć podczas meczów finałowych. Zobaczymy, co przyniosą następne mecze z Brazylijczykami. Trzeba pamiętać, że ciężko jest utrzymać równą formę w takim turnieju jak Liga Światowa, chociażby ze względu na dalekie wyjazdy. Raz jest lepiej, raz gorzej. Nawet drużynie Brazylii zdarzają się nierówne występy. Widać nawet na ich przykładzie, że gra się nie zawsze tak, jak chce.

Co trzeba dołożyć do dobrej gry w Brazylii, żeby pokonać podopiecznych Bernardo Rezende?

- Myślę, że powinniśmy zagrać równie dobrze, na tym samym poziomie. Obyśmy w końcówkach mieli więcej szczęścia, bo tego właśnie zabrakło, a także zachowali koncentrację na finiszu każdego z setów.

Co jest najmocniejszym punktem waszego zespołu?

- Jesteśmy uniwersalną drużyną. Mamy wysoki zespół, więc nieźle gramy blokiem. Zagrywka wygląda również dobrze, podobnie jak gra w obrona, bo nie wpadają nam już głupie piłki jak kiedyś.

Jak oceniłby pan publiczność w Płocku? Hala Orlen Arena debiutowała w czasie Ligi Światowej.

- Ludzie zachowywali się tak samo jak wszędzie, wspierali nas nawet, gdy nam nie szło.

Czy myślał pan o rywalach w turnieju finałowym?

- W ogóle się nad tym nie zastanawiałem. W Gdańsku i Sopocie pojawią się najlepsze zespoły na świecie i nie można oczekiwać, że trafimy na łatwych rywali. Jeżeli chcemy osiągnąć sukces, musimy pokonać każdego.

Czy czuje pan się liderem zespołu?

- W siatkówce każdy musi dołożyć cegiełkę do zwycięstwa. Nie ma dla mnie znaczenia czy więcej piłek idzie do mnie, czy do Zibiego Bartmana.

Zebrał Piotr Stosio

Komentarze (0)