WGP: Błędy, błędy, a na dodatek kontuzja, czyli echa meczu z Dominikaną

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Nic dobrego nie wynikło z drugiego spotkania Polek w World Grand Prix 2011. W bydgoskiej Łuczniczce były co prawda momenty uniesienia, ale skończyło się na smutku i rozczarowaniu. Na dodatek kolejna Polka doznała urazu. Chodzi o bardzo dobrze spisującą się Kingę Kasprzak, która ma problemy z mięśniami brzucha.

- Szkoda tego spotkania. Były trzy piłki na jego zakończenie, ale się nie udało. Ciągle musimy pracować nad eliminowaniem błędów własnych, bo to wydaje się być najważniejsze - rzucił szybko drugi trener naszej reprezentacji Wiesław Popik, który wyraźnie nie był zadowolony z przebiegu spotkania. Trudno się temu dziwić...

Od dwóch dni w niemal każdej pomeczowej wypowiedzi którejkolwiek z siatkarek można usłyszeć frazę "musimy zmniejszyć ilość własnych błędów". Po piątkowym spotkaniu słowa nie zamieniły się w czyny, bowiem Dominikanki otrzymały jeszcze więcej prezentów niż Argentynki. - Błędów było więcej niż w piątek, ale mecz również trwał dłużej. Trener kazał ryzykować w ataku. Nie przebijać ciągle piłek plasami - próbuje nieco tłumaczyć siebie i koleżanki Klaudia Kaczorowska.

To właśnie nowa siatkarka Aluprofu Bielsko-Biała dość nieoczekiwanie spędziła na parkiecie trzy pełne partie. W poprzednim spotkaniu z Argentyną nie zagrała ani minuty. Tym razem musiała zastąpić kolejną kontuzjowaną siatkarkę w naszej kadrze. Urazu nabawiła się bardzo dobrze spisująca się Kinga Kasprzak. - Kinga naciągnęła mięśnie brzucha i zdecydowaliśmy po drugim secie, że nie będziemy jej dalej forsować - dodaje Popik.

Nie wiadomo, czy w ostatnim meczu w Bydgoszczy zobaczymy przyjmującą Banku BPS Muszyna. - Do dyspozycji był cały wieczór, ale zobaczymy przed spotkaniem, czy jej udział będzie możliwy - twierdzi asystent Alojzego Świderka. W przypadku niepowodzenia do kadry włączona może zostać Magdalena Saad, która na razie wszystkie starcia ogląda za bandami reklamowymi, ale nie traci przy tym dobrego humoru.

Można nieco ponarzekać na frekwencję w Łuczniczce, ale z pewnością nie w gronie aktywnych jeszcze zawodniczek. Na trybunach bardzo łatwo rozpoznawać kolejne twarze. W sobotę obecne były chociażby Dorota Świeniewicz, Izabela Bełcik, Joanna Kaczor czy Dorota Pykosz. Na konfrontacje wspólnie ze swoimi małymi pociechami udały się chociażby dwie siatkarki miejscowego Pałacu - Marta Kuehn-Jarek oraz Julia Szeluhina. - Brakło troszeczkę szczęścia. Nic więcej. Szczególnie końcówka meczu wskazywała, że dziewczyny dobrze się czują, są zadowolone i skoncentrowane. W siatkówce to bardzo potrzebny aspekt - komentuje starcie Pykosz, która uśmiecha się wyraźnie na pytanie, czy wobec problemów ze środkowymi nie myślała o założeniu biało-czerwonego trykotu. Stwierdziła, że z pewnością by nie odmówiła.

Źródło artykułu:
Komentarze (0)
ZOBACZ TAKŻE