Nie spodziewałam się powołania do kadry A - rozmowa z Krystyną Strasz, libero polskiej reprezentacji
Krystyna Strasz zawojowała ligowe parkiety, w tym sezonie z uśmiechem, ale również stresem, wkroczyła do polskiej reprezentacji. Najpierw była kadra B, potem telefon i powrót do Szczyrku. O debiucie w reprezentacji, stresie oraz nadchodzących mistrzostwach Europy opowiedziała w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl.
Olga Krzysztofik
Olga Krzysztofik: Sezon klubowy był dla pani udany, choć nie dla całej drużyny. Tauron MKS zajął bowiem czwarte miejsce po kiepskiej walce o brązowy medal. Jedną z przyczyn takiego zakończenia ligi była pani kontuzja, bark uniemożliwił bowiem występy w najważniejszych spotkaniach sezonu. Podczas tych pojedynków było pani żal, że siedzi za bandami reklamowymi i nie może pomóc koleżankom?
Krystyna Strasz: Od początku wierzyłam w MKS. Byłam pewna, że jesteśmy w stanie wywalczyć minimum brązowy medal. Strasznie żałuję, że tak się nie stało, a do tego nieszczęśliwie wykluczyła mnie kontuzja. Nie spodziewałam się, że tak długo będą się z nią zmagać i że nie zagram w meczach o medale. Za bandami mecz ogląda się dużo gorzej niż będąc w grze. Z boku wszystko wydaje się takie proste. Będąc na boisku jest dużo trudniej. Wydaje mi się, że Tauron MKS się wypalił. Opadł z sił i nie mógł znaleźć recepty na ten brak energii. Dziewczyny bardzo chciały, ale po prostu gra nie układała się tak jak wszyscy tego pragnęli.
Rozgrywki PlusLigi 2011/2012 tak się nie zakończą?
- Mam nadzieję, że w tym sezonie sobie odbijemy i nasi kibice będą mogli cieszyć się z medalu.
Po nieudanym zakończeniu sezonu ligowego nadeszła radosna chwila, czyli powołanie na Uniwersjadę. Uwierzyła pani w to od razu? Jakie uczucia wzbudziło to powołanie?
- Bardzo się ucieszyłam z powołania. Uniwersjada jest najlepszym turniejem na jakim byłam. W zasadzie porównywalna jedynie do igrzysk olimpijskich. Miałam wielką nadzieję, że wykuruję się z barkiem i będę miała szansę tam pojechać.
Jak grało się w biało-czerwonej koszulce i jak ocenia pani wynik na Uniwersjadzie?
- W porównaniu do Belgradu (polskie siatkarki zdobyły tam brązowy medal - przyp. red.) można stwierdzić, że turniej nie do końca nam wyszedł. Mimo że przegrałyśmy tylko jeden mecz, w ostateczności uplasowałyśmy się na piątym miejscu. Szkoda, że nie udało się pokonać Japonii i walczyć o medale.
Chwila odpoczynku i nadeszło powołanie do kadry A.
- Zaraz po powrocie z Uniwersjady dostałam telefon z kadry A. Byłam pewna, że wracam już do klubu. Kompletnie nie spodziewałam się mojego powrotu do Szczyrku.
III Memoriał Agaty Mróz-Olszewskiej był rozgrywany w Dąbrowie Górniczej, a więc w pani rodzinnym mieście. Stres był pani nieodłącznym towarzyszem?
- Na początku towarzyszył mi stres. Przyszła cała moja rodzinka i wielu znajomych, którzy liczyli na mój dobry mecz. Do tego jeszcze kamery telewizyjne, więc byłam trochę spięta. Na szczęście wygrałyśmy mecz, a na moim koncie zapisało się kolejne, nowe doświadczenie.