Paweł Sala: Jesteś niezwykle doświadczoną zawodniczką, wyróżniającą się pod tym względem spośród innych siatkarek. Będziesz liderką nowego BKS-u Aluprof?
Liesbet Vindevoghel: Nie wiem, mamy przecież wiele znakomitych zawodniczek, które nadają się do tej roli. Mamy kapitana z bardzo dużym doświadczeniem, również inne zawodniczki. Jeśli będzie taka konieczność i jeśli będę w stanie podołać temu zadaniu, z chęcią zostanę liderką Aluprofu. Nie jest to jednak rola tylko jednej zawodniczki. W danym momencie jedna siatkarka może pociągnąć grę naszego zespołu, w innym inna. Najważniejsze, abyśmy były dobre jako cały zespół.
Jeśli nie ty to Karolina Ciaszkiewicz - nowa kapitan BKS-u?
- Tak, ale mamy jeszcze przecież "Kulkę" (Agata Sawicka - przyp. red.), która jest w tej chwili kontuzjowana, ale ma duże umiejętności i predyspozycje do tej roli. Jest Natalia Bamber. Nie znam jej dobrze, ponieważ dołączyła do nas niedawno. Ma ona jednak także duże doświadczenie. Są jeszcze młode zawodniczki. Wszystko zależy od danego momentu, kto będzie w stanie wziąć na siebie rolę liderki.
Dlaczego zdecydowałaś się na grę w polskiej lidze i właśnie w BKS-ie Aluprof Bielsko-Biała?
- Myślę, że w tej chwili siatkówka w Polsce jest na bardzo dobrym poziomie i ciągle się rozwija. Miło jest występować w lidze, której poziom stale rośnie, gdzie jest wiele entuzjazmu dla siatkówki. Wiem, że BKS ma długą tradycję. Grywa w europejskich pucharach co jest bardzo pozytywne. Dlatego jestem naprawdę bardzo szczęśliwa, że mogę tu być, zdobywać nowe doświadczenie, poznawać inną siatkówkę, nowy kraj. To jest bardzo ciekawe.
Na pewno jednak słyszałaś już coś o polskiej lidze, zanim zdecydowałaś się tu zagrać. Czy może ona konkurować z takimi ligami, jak turecka czy włoska, w której przecież grałaś?
- Powiem szczerze, że nie wiem. Wiem natomiast, że we Włoszech poziom ligi ostatnio trochę spada, ponieważ inne kraje mają coraz lepsze zespoły, wiele zawodniczek decyduje się na grę w innych ligach niż włoska. Jeśli chodzi o polską ligę? Nie wiem, czy jest w tej chwili druga czy trzecia na świecie. Wiem jednak, że u was jest duży potencjał jeśli chodzi o dobrze zbudowane zawodniczki, wysokie, silne. Myślę, że to jest trochę inny rodzaj siatkówki. Dopiero będę musiała to odkryć, czy polska liga jest drugą czy trzecią na świecie (śmiech).
Znasz może jakieś dobre polskie siatkarki? Mówi ci coś nazwisko Małgorzaty Glinki-Mogentale?
- Znam Małgorzatę Glinkę, ponieważ mamy wspólnych znajomych. Teraz znam moje koleżanki z zespołu (śmiech). Jest ostatnio także coraz więcej belgijskich siatkarek w Polsce, choćby Charlotte Leys. Ale są inne, jak Frauke Dirickx.
Znacie się choćby z Leys z reprezentacji Belgii, w której od dłuższego czasu występujesz.
- Leys to trochę inna generacja siatkarek, niż np. Frauke Dirickx z Tauronu MKS Dąbrowy Górniczej. Dirickx znam bardzo dobrze, ponieważ z kolei ona jest z mojej generacji. Są siostry Sobolskie, grające we Wrocławiu. Belgia to mały kraj, stąd wszyscy uprawiający siatkówkę znają się nawzajem.
Masz ogromne doświadczenie wywiedzione z ligi włoskiej, w której występowałaś przez siedem sezonów.
- Grałam z Asią Frąckowiak jeden rok w Mantovanie. Dla mnie było to duże doświadczenie. Naprawdę kocham grać w siatkówkę. W Belgii liga nie jest tak bardzo popularna i profesjonalna. Wprawdzie ostatnio jej poziom troszkę rośnie, jednak nie można tego porównywać w jakikolwiek sposób z ligami włoską, polską czy japońską. W Japonii z kolei wszystko jest znakomicie zorganizowane. Musiałam udać się gdzieś dalej, aby grać lepiej. I dobrze zrobiłam, bo miałam udane sezony, zdobyłam wiele cennych kontaktów i doświadczenie.
W zeszłym sezonie zdobyłaś wicemistrzostwo Japonii z Toray Arrows. Rozgrywki w tym kraju jednak nie przebiegały w normalnym rytmie...
- Z powodu trzęsienia ziemi i tsunami sezon został anulowany. Normalnie grałoby się play-off, jednak rozgrywki zostały przerwane. Mistrzem ogłoszono najlepszą drużynę z sezonu regularnego. Oczywiście zajęłyśmy drugie miejsce, lecz wciąż czuję frustrację, że nie dano nam szansy do powalczenia na boisku o mistrzostwo. Wolałabym, gdyby w tej sytuacji po prostu zdecydowano, że rozgrywki zostają anulowane, a mistrz nie zostanie wybrany. Nie jestem z tego powodu zadowolona.
Kto według ciebie może rozdawać karty podczas tegorocznych mistrzostw Europy w Serbii i Włoszech, gdzie twojej reprezentacji nie ujrzymy. Będą jednak Polki.
- Bardzo trudno to przewidzieć. Myślę, że każdy zespół stoi przed dużą szansą w turnieju takim, jak ten - również Polska. Jest w waszej reprezentacji wiele młodych zawodniczek, które już mają za sobą dużo gier, choćby w Grand Prix, grają razem ze sobą. Nigdy nie wiemy co się wydarzy, ponieważ są to tylko dwa tygodnie. Jeśli będzie się w dobrej dyspozycji, jeśli dobrze zacznie się turniej, można dużo osiągnąć. Oczywiście już teraz są faworyci na papierze jak Rosja, Serbia, także Włochy. Włoszki są zawsze dobre, nawet jeśli nie grają ostatnio najlepszej siatkówki, zawsze są faworytkami. Zobaczymy. Miło będzie oglądać mecze.
Co sądzisz o możliwościach swojego zespołu, o nowych koleżankach, wreszcie o trenerze Wiktorowiczu? Na co według ciebie będzie stać BKS w nowym sezonie?
- Nie znam siły innych zespołów, więc ciężko mi powiedzieć. Jednak najważniejsze jest patrzeć na grę swojej własnej drużyny. Mamy młody zespół, lecz z wielkim potencjałem. Oczywiście zawsze trzeba ciężko trenować, i my kreujemy taką atmosferę w zespole. Zawsze wierzę w to, że jeśli pracujesz ciężko, to prędzej czy później przyjdą wyniki i dobra gra. No i co ważne - satysfakcja, która może być z drugiego czy czwartego miejsca. Pracuje się na wyniki. Po naszych trenerach widać wielki entuzjazm i pasję do siatkówki. Budujemy dobrą atmosferę w zespole, tak aby pozostałe zawodniczki, reprezentantki Polski miały do czego wracać. Musimy dać maksimum z siebie.