Siatkarze z Częstochowy października bieżącego roku nie będą wspominać najlepiej: sześć porażek z rzędu, w tym dwie z tureckim Halkbankiem Ankara i odpadnięcie z Pucharu CEV. - Nie ma co ukrywać, nie jest wesoło - przyznał w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl Łukasz Wiśniewski. - Staramy się o tym nie myśleć, że mamy taką serię, bo to na pewno nie wpłynie pozytywnie na nasze głowy - dodaje.
Środkowy Akademików powiedział, że zadaniem drużyny jest ochłonięcie po dwumeczu z Halkbankiem i wymazanie porażek z pamięci. Dlaczego z tureckim zespołem nie udało się wygrać, chociaż był w zasięgu biało-zielonych? - Naszym zadaniem było wyjść i nawiązać do swojej gry, pokazać to, co potrafimy najlepiej. Tyle, że od początku nam się to nie układało. W trzecim secie pojawiła się mała iskierka, ale było to w pierwszej fazie, a taką grę trzeba byłoby dowieźć do samego końca. W pierwszym meczu było to samo - kopali nas zagrywką, czynili mnóstwo spustoszenia. Myśleliśmy, że to może też być kwestia hali - u siebie czują się dobrze, ale okazało się, że niekoniecznie, nic im tutaj nie przeszkadzało. A drugą kwestią jest to, że zawodnicy Halkbanku naprawdę bardzo dobrze przyjmowali, a rozgrywający miał bardzo wysoki procent piłek dogranych do siatki, w tym tkwiła ich siła - analizował nasz rozmówca.
W ostatnich ligowych pojedynkach podopieczni Marka Kardoša przez większość seta nawiązywali równorzędną walkę z rywalami. Jednakże problem pojawiał się pod koniec partii. - Musimy w końcu zaskoczyć, cały czas brakuje nam kilku piłek. A te 2-3 piłki w końcówkach, gdzie rywale są od nas lepsi, świadczą o naszym niechlujstwie. Musimy nad tym pracować, tylko ciężka praca i nic więcej. Nie wybiegamy myślami za daleko do przodu, koncentrujemy się nad najbliższym rywalem. W poniedziałek zagramy z Resovią i... oby było lepiej! - zakończył Wiśniewski.