Młody zespół z Turcji w pierwszym spotkaniu pucharu CEV przeciwko BKS-owi, rozegranym w ubiegłym tygodniu w Bielsku-Białej zagrał wręcz szkolną siatkówkę. Wówczas siatkarki znad Bosforu praktycznie nie istniały na parkiecie. Po tym spotkaniu wydawało się, że Aluprof nie musi prężyć się na rewanż, a jego rozegranie to już tylko czysta formalność. Rzeczywistość okazała się zgoła odmienna. Podopieczne Mariusza Wiktorowicza przegrywały 1:2. Były zaskoczone postawą rywalek? - Wydaje mi się, że one być może nas troszkę zaskoczyły, ale tylko troszkę. To my nie grałyśmy dobrze - przyznała w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl Cassidy Lichtman, rozgrywająca BKS-u.
Zdaniem nieobecnej wciąż, acz bacznie przyglądającej się postawie swoich koleżanek Agaty Sawickiej, w całym dwumeczu liczą się przede wszystkim wygrane i awans Aluprofu. - Można powiedzieć, że czułam się troszkę dziwnie. Ale to naprawdę o niczym nie świadczy, liczy się wynik końcowy. Najważniejsze jest, że wygraliśmy spotkanie i jesteśmy w następnej rundzie - przekonywała libero bielskiej drużyny.
W pięciosetowym starciu z Iller Bankasi Ankara być może kluczowe dla losów meczu - a więc wygranej Aluprofu - okazały się zmiany dokonane przez Wiktorowicza. Na parkiecie zameldowały się Liesbet Vindevoghel oraz Lichtman. Belgijka i Amerykanka wniosły sporo ożywienia w grę ofensywną drużyny. - Tak, zmiany były dobre. Cieszę się, że mogłyśmy pomóc drużynie - mówiła Lichtman.