PGE Skra Bełchatów po thrillerze, jaki zaserwowała swoim kibicom zgromadzonym w łódzkiej hali MOSiR-u i przed telewizorami, wygrała mecz trzeciej kolejki Ligi Mistrzów ze słoweńskim ACH Volley Lublana 3:2. Na pewno jednym z elementów, który pozwolił gościom ze Słowenii na wygranie aż dwóch setów była słaba skuteczność w ataku Mariusza Wlazłego, który w pierwszym i drugim secie zdobył łącznie tylko siedem punktów. - Nie jestem z siebie zadowolony. Myślę, że to spotkanie z mojej strony nie było najlepsze. Elementem, który mnie zawiódł była zagrywka. Nie mogłem uderzyć mocniej niż przeciętnie i musiałem wprowadzać piłkę do gry, żeby ryzyko popsutych zagrywek kolegów nie wpłynęło na wynik spotkania. Ten mecz nie ułożył mi się po mojej myśli - przyznał samokrytycznie Wlazły.
Na pytanie, kiedy gospodarze środowego pojedynku poczuli, że zespół Igora Kolakovicia jest do ogrania, odpowiedział: - Myślę, że czuliśmy to w przeciągu całego spotkania. W tych dwóch pierwszych setach popełniliśmy w jednym momencie kilka błędów, które później musieliśmy odrabiać. Staraliśmy się to wykonać jak najlepiej. Była szansa wygrać te dwie pierwsze partie, ale przeciwnik okazał się lepszy. Najważniejsze jest to, że wygraliśmy całe spotkanie - zakończył kapitan żółto-czarnych.