Dąbrowscy kibice z pewnością dobrze znają Marzenę Wilczyńską; to właśnie ta zawodniczka pięć lat temu przyczyniła się w sporym stopniu do awansu zagłębiowskiego MKS-u do najwyższej klasy rozgrywkowej. Obecnie grająca w Stali Mielec zawodniczka będzie miło wspominała powrót po latach do Hali Centrum; jej przetrzebiony kontuzjami zespół zdołał pokonać faworyzowane gospodynie i tym samym przedłużył swoje nadzieje na pozostanie w PlusLidze Kobiet. - Na pewno nie należałyśmy do faworytów tego spotkania, jednak bardzo nam zależało, żeby stąd wywieźć chociaż jeden punkt. Walczyłyśmy o wolne na Święta, dlatego dla nas to bezcenna nagroda - mówiła po spotkaniu Marzena Wilczyńska, przyjmująca Stali Mielec.
Ostatnie tygodnie były szczególnie nieprzychylne dla podkarpackiego klubu: zespół przegrywał mecz za meczem, zaś kibice domagali się szybkiej dymisji trenera Adama Grabowskiego. Ponadto do spisu nieszczęść dochodzą kontuzje czołowych zawodniczek i finansowe problemy klubu. Tym bardziej może zadziwiać, że mielczanki zagrały w Dąbrowie Górniczej z pasją i werwą, które doprowadziły je do wygranej za trzy punkty. - Cieszymy się, że przełamałyśmy złą passę. Jesteśmy teraz zdziesiątkowanym zespołem (kontuzjowane w mieleckiej ekipie są Sylwia Pycia, Dorota Pykosz i Magdalena Sadowska - przyp.red), jeszcze dzisiaj Ulka Bejga coś sobie zrobiła z kolanem... Ale my musimy podnieść głowy i dalej walczyć. Ten mecz jest świetnym prognostykiem na przyszłość. Cieszę się, że znów stworzyłyśmy dziś kolektyw na boisku i wszystko dziś poszło - z radością mówiła zawodniczka.
Zespół Stali Mielec zapewnił sobie sobotnią wygraną spokojne Święta. Jak zamierza je spędzić 27-letnia zawodniczka? - Jadę do Bydgoszczy, do mojego ukochanego, rodzinnego miasta. Spędzę ten czas z najbliższymi i wyłączę się totalnie, jeśli chodzi o siatkówkę. Postaram się dobrze zrelaksować - zdradziła przyjmująca.