- W pierwszych dwóch partiach mieliśmy niesamowite problemy z przyjęciem zagrywki. To z kolei miało decydujący wpływ na skuteczność naszej pierwszej akcji - zauważa Mateusz Mika, przyjmujący Asseco Resovii Rzeszów. - W dalszej części spotkania potrafiliśmy się odrodzić, ale to wystarczyło do wygrania zaledwie jednego seta - dodaje zawodnik Resovii.
To wielkie szczęście w nieszczęściu, że podopieczni Andrzeja Kowala zdołali się odrodzić w drugiej części pojedynku z Jastrzębskim Węglem, bo w innym przypadku można by było mówić o kompromitacji. Zauważa to również przyjmujący Resovii. - Jeśli można być z czegokolwiek zadowolonym, to z pewnością z tego, że nie zakończyliśmy spotkania w stylu z pierwszych dwóch setów - wyznaje Mika.
Podopieczni Lorenzo Bernardiego walczyli w tym pojedynku nie tylko o ligowe punkty, ale również o uniknięcie jednej fazy rozgrywek o Puchar Polski. Gwarantowało im to zajęcie co najmniej czwartej lokaty po dziewiątej serii ligowych zmagań. Rzeszowianie miejsce to mieli już zagwarantowane. - Zawsze wychodzimy na parkiet żeby wygrać. Nie można zakładać, że mecz można przegrać i nic złego się nie stanie. Nie zmienia to faktu, że nasi przeciwnicy byli w tym meczu niesamowicie zmotywowani, a my nie potrafiliśmy się odnaleźć - kończy Mateusz Mika.