W pierwszej potyczce AZS Politechnika Warszawska wygrała z Metallurgiem Żłobin na wyjeździe 3:1. Znacznie więcej problemów miała jednak z pokonaniem swojego rywala w rewanżu rozgrywanym w warszawskiej hali Torwaru... O tym, jaka mogła być tego przyczyna, opowiedział portalowi SportoweFakty.pl Paweł Mikołajczak. -Znowu zagraliśmy nierówno. Z jednej strony konstruowaliśmy naprawdę fajne akcje - na szczególne słowa uznania zasługuje Wojtek Żaliński, który rewelacyjnie zagrał w pierwszym secie - z drugiej zaś zdarzały się nam wszystkim głupie pomyłki - mówił atakujący ze stolicy.
- Wygrana jest jedynym pozytywnym aspektem dzisiejszego meczu. Jeśli chodzi o naszą grę... Praca, praca, praca! Nasza koncentracja nie była odpowiednia. Dużo elementów siatkarskiego rzemiosła w tym starciu nie zadziałało. Gdyby po przeciwnej stronie siatki znajdowała się silniejsza ekipa, bylibyśmy w szatni dużo szybciej... - suchej nitki na sobie i swojej drużynie nie zostawił już natomiast wspomniany wyżej przyjmujący Wojciech Żaliński.
- W Żłobinie graliśmy bardziej zdecydowanie. W rewanżu natomiast męczyliśmy się sami ze sobą. W tie-breaku zawodnicy z Białorusi popełnili jeszcze więcej błędów niż my... Chcieli nas w tym chyba przebić! - dorzucił z goryczą w głosie.
Konfrontacja ta swoim poziomem znacznie odbiegała od niedzielnej potyczki Politechniki z Treflem Gdańsk. Warszawiacy wygrali wówczas 3:0, zaś MVP został nie kto inny, jak będący w środę cieniem samego siebie Żaliński. - Padliśmy ofiarą swojej własnej dobrej gry w ostatnich pojedynkach - skomentował to popularny "Cisola". - Myślę, że była to też kwestia zmęczenia i takiej... niecierpliwości. Czekaliśmy już na święta - dodał z kolei Mikołajczak.
Coś więc w szeregach Inżynierów w tym meczu nie zadziałało... Pytanie tylko, co? -Każdy mecz, w którym pojawiają się błędy, nie tylko przegrany, należy zawsze przeanalizować. Także i te potyczkę poddamy więc analizie i zobaczymy, co było przyczyną tak kiepskiej postawy - czy błędna taktyka, czy zmęczenie - zamyślił się warszawski atakujący. - A może to Białorusini zagrali tak dobrze i zmusili nas tym do błędów? - szukał odpowiedzi na pytanie o genezę takiego, a nie innego rozwoju wydarzeń na boisku.
-I<> Nasi rywale zaprezentowali się w obu potyczkach bardzo podobnie. Tak jak i na Białorusi, tak i w Warszawie bardzo dobrze zagrali blokiem. Kawał dobrej roboty odwala zawsze w przyjęciu ich libero, dlatego mieliśmy problem, aby ich ugryźć zagrywką - zaczął rozkładać owo spotkanie na czynniki pierwsze. - Atakowali z wysokich piłek, bo zawodnicy na skrzydłach są naprawdę wysocy. Mieliśmy spore kłopoty z blokiem - nie wiedzieliśmy, jak się ustawiać... Momentami udawały nam się jednak obrony i w ich konsekwencji kontrataki. Bywało tez tak, że to oni się po prostu mylili, atakując w aut - Mikołajczak zaprezentował nam skróconą wersję analizy tego pojedynku "na gorąco".
Wcześniej w podobnych okolicznościach z krnąbrnymi Białorusinami nie poradziła sobie Asseco Resovia Rzeszów... Czy AZS miał w pamięci "złoty set" w wykonaniu graczy ze stolicy Podkarpacia? - Nie, w ogóle nie miałem takich myśli. Gdy doszło do tie-breaka, wiedziałem, że trzeba go po prostu wygrać. Nie brałem nawet pod uwagę "złotego seta" - zdecydowanie odciął się od takiego podejścia do zaistniałej na parkiecie sytuacji młody atakujący.
Kolejną drużyną, której dziewiąty aktualnie team PlusLigi stawi czoła w Challenge Cup, będzie jeden z chorwackich zespołów. -Znamy oczywiście drabinkę turniejową, jednak na razie nic jeszcze nie wiemy o naszych przyszłych rywalach - zdradził nam Wojciech Żaliński. - Dotychczas nie koncentrowaliśmy się na innych rywalach w Pucharze Challenge. I tak gramy sporo spotkań, ledwo się wyrobiliśmy, aby przeanalizować postawę naszych przeciwników ze Żłobina przed rewanżem. Nie myśleliśmy więc o tym, co będzie dalej - wtórował mu Paweł Mikołajczak. - Na pewno jednak szybko zdobędziemy o nich jakieś wideo - zakończył stołeczny przyjmujący.