Święta, jak wiadomo, rozpoczynają się wraz z pojawieniem się na niebie pierwszej gwiazdki... Czy jednak wszyscy przestrzegają tej tradycji? A może to tylko zwykłe powiedzenie i wszystkie łasuchy zasiadają do wigilijnej kolacji znacznie wcześniej? - Na pierwszą gwiazdkę niestety nigdy nie czekamy. Tym bardziej, że różnie bywa z pogodą - czasami niebo jest bardziej widoczne, czasami mniej... Dlatego zawsze się wcześniej umawiamy na konkretną godzinę - próbował usprawiedliwiać się Paweł Mikołajczak, warszawski atakujący.
- Teoretycznie Wigilia to dzień postny... U mnie jednak w ogóle tego nie widać - stół jest zawsze suto zastawiony - kontynuował z uśmiechem temat wieczerzy. - Czasami nawet nie ma na nic poza jedzeniem miejsca! Mamy zdecydowanie więcej niż dwanaście wigilijnych potraw. Mama bardzo lubi siedzieć w kuchni, pichcenie dobrze jej idzie - nie omieszkał pochwalić kulinarnych talentów mamy. - Wszyscy są zawsze bardzo zadowoleni z wyników jej pracy. W święta w moim domu można naprawdę dobrze zjeść! - był bardzo przekonujący. A ulubione danie? - Oczywiście pierożki! - odpowiedział bez wahania.
Czy jednak gracz AZS Politechniki Warszawskiej sam przykłada rękę do świątecznych wyrobów? - W gotowaniu co prawda nie pomagam, ale zawsze troszczę się o zaopatrzenie i w razie potrzeby biegnę do sklepu, żeby coś jeszcze dokupić - zapewnił z dumą w głosie - wszak zakupy to rzecz podstawowa. - Mama do kuchni nikogo nie wpuszcza, zawsze ma wszystko pod ścisłą kontrolą - dorzucił wyraźnie rozbawiony kulinarnym tematem.
Skoro więc mowa o jedzeniu, nie sposób nie zapytać o danie, bez którego mało który Polak wyobraża sobie Wigilię. Chodzi tu, rzecz jasna, o wzbudzającego spore kontrowersje karpia! - Jeśli chodzi o karpia... Skosztować - skosztuję, ale jest to chyba moje najmniej ulubione danie wigilijne - Mikołajczak dość ostrożnie rozpoczął omawianie kwestii owej ryby.
My jednak drążyliśmy dalej - chcieliśmy bowiem wiedzieć, czy 23-latek ma już na swoim sumieniu bezbronną duszyczkę jakiegoś karpika... - Różnie bywa z obezwładnianiem karpia - zależy, w jakiej dziadek jest dyspozycji i czy czuje się psychicznie wystarczająco silny - wyjaśnił ze śmiechem.
W rozmowie z Pawłem Mikołajczakiem portal SportoweFakty.pl cofnął się też do jego dzieciństwa. Co najbardziej zapadło mu w pamięć z tamtych lat? - Najmilej wspominam sytuacje z dzieciństwa, w których wszyscy chcieli mnie wrobić w akcję ze św. Mikołajem - nie miał co do tego najmniejszych wątpliwości. - Jakimś dziwnym trafem wchodził do domu i zostawiał pod choinką prezenty zawsze wtedy, gdy siedziałem w innym pokoju! Słyszałem tylko pukanie, w te pędy biegłem do salonu i nigdy nie mogłem zdążyć, a dziadek zawsze mówił, że św. Mikołaj już był... Nigdy go więc nie widziałem - wyraźnie nie mógł tego przeboleć.
- Najlepszym prezentem były zawsze zabawki. W dzieciństwie najbardziej marzyłem o zdalnie sterowanym samochodziku - zdradził nam w sekrecie. - Gdy w końcu dostałem to upragnione cudeńko, byłem wręcz wniebowzięty! - na myśl o wyśnionej zabawce na twarzy Pawła jeszcze do dzisiaj pojawia się szeroki uśmiech.
Czy sam więc chciałby kiedyś wcielić się w rolę św. Mikołaja? Ciekawe, czy byłoby mu do twarzy z siwą brodą... - Na pewno chciałbym kiedyś wcielić się w rolę św. Mikołaja! Dawanie prezentów jest naprawdę bardzo fajną sprawą. Ważne jest też, aby mieć z czego dawać - zawodnik dodał nieco refleksyjnie.
W Polsce pogoda nas jednak w tym roku nie rozpieszcza. A i siatkarze mają dużo pracy. Nic więc dziwnego, że Boże Narodzenie Paweł Mikołajczak poczuje tak naprawdę dopiero w Wigilię. - Trudno o klimat świąt - i przez nawał spotkań do rozegrania i przez małą styczność z całą tą otoczką, ponieważ nie chodzę za dużo po sklepach w poszukiwaniu prezentów i piosenki puszczane w głośnikach siłą rzeczy do mnie nie docierają. Ze śniegiem też ciężko niestety w tym roku... - przyznał ze szczerością.
Po chwili zaś nas zaskoczył... - Najbardziej mnie jednak boli, że w telewizji nie ma świątecznej reklamy coca-coli! - stwierdził zbulwersowany. - Zawsze kojarzyła mi się ona ze świętami - te charakterystyczne ciężarówki... Kiedy co roku po raz pierwszy widziałem tę reklamę, sezon świąteczny uważałem za otwarty. Teraz tego niestety zabrakło, nie doczekałem się upragnionej coca-coli - dorzucił pół żartem, pół serio.