Wszyscy zgodnie podkreślali - starcie pomiędzy Tauronem a Muszynianką mogło się podobać. Przypadło do gustu nawet najbardziej wybrednym kibicom. Było w nim wszystko: zwroty akcji, końcówki rozgrywane na przewagi, ciekawe i długie wymiany. Dąbrowianki mogły rozstrzygnąć losy spotkania wcześniej, ale jak mówi Charlotte Leys: - Był już remis 20:20 w czwartym secie. Nie udało się jednak wygrać i musiałyśmy grać tie-breaka. Na szczęście zwyciężyłyśmy i zagramy jutro w wielkim finale.
Po pierwszej, bardzo pewnie wygranej przez podopieczne Bogdana Serwińskiego partii, mogło się wydawać, że mistrzynie Polski szybko rozstrzygną ten pojedynek. Nic bardziej mylnego, siatkarki prowadzone przez Waldemara Kawkę "przebudziły" się z letargu, nie załamały takim obrotem spraw. - Nie robiłyśmy wtedy na boisku nic - zero gry, zero serwisu - przyznała młoda Belgijka.
W drugim piątkowym półfinale zwyciężyła czwarta ekipa rozgrywek ligowych poprzedniego sezonu. Ten wynik można rozpatrywać jako niespodziankę, bo przed turniejem najmniej szans dawano właśnie Tauronowi. - Wszystkie cztery drużyny prezentują zbliżony poziom - zaznacza przyjmująca dąbrowskiego MKS-u. - Fajnie, że pokonałyśmy Muszynę, która przed rokiem wygrała Puchar Polski - dodaje.
Ogromnie ważna przed sobotnim starciem będzie regeneracja sił w zespole Tauronu, który bardzo późno zakończył swój długi mecz. - Myślimy teraz tylko o odpoczynku. Trzeba wziąć dobry prysznic, wyspać się - podkreśla Charlotte Leys.