Już po dwóch pierwszych setach niedawnego meczu akademiczek z Białegostoku i pilskiego PTPS-u wiadomo było, że tym razem siatkarki z Podlasia nie unikną dziewiątego miejsca w tabeli. Tym samym AZS, by udowodnić, że należy mu się miejsce w gronie zespołów PlusLigi Kobiet, będzie musiał rozstrzygnąć na swoją korzyść spotkania barażowe z ostatnią drużyną w tabeli, w tym wypadku Stalą Mielec.
Obie "czerwone latarnie" ligi czekają jeszcze ostatnie mecze w rundzie zasadniczej; białostoczanki podejmą mistrzynie Polski z Muszyny, zaś mielczanki zagrają z Atomem Trefl Sopot. Tydzień później rozpocznie się bój o utrzymanie, najprawdopodobniej gospodarzem pierwszego meczu będzie zespół z Mielca. - Jeszcze nie wiemy, czy będziemy się przygotowywać w jakiś szczególny sposób. Wygląda na to, że siatkarki będą się przygotowywać w normalnym cyklu treningowym. Zresztą nie są w złej formie. Mecz z Piłą po prostu poddały bez walki. Mamy nadzieję, że podejmą ją już w Muszynie i zmażą częściowo plamę z poniedziałku - mówi dyrektor sportowy AZS-u Sebastian Humbla.
- Nie chodzi o to, by wychodzić z bojowym okrzykiem: "Idziemy, dawać laski!" To tylko gadanie. Trzeba się za to po prostu spokojnie przygotować, pokazać swoje umiejętności i wolę walki na boisku. W ostatnim meczu z Piłą naszej drużyny jakby w ogóle na nim nie było - tak mówiła po meczu z pilankami rozgrywająca AZS-u, Lucie Muhlsteinova. Zawodniczki Czesława Tobolskiego już nie będą mogły upatrywać swojej szansy na pokonanie mieleckiej Stali w liczbie kontuzjowanych zawodniczek rywala; do gry wraca libero Mariola Barszcz-Wójtowicz, a po urazie środkowej Doroty Pykosz nie ma już śladu. Dlatego białostoczanki, by wciąż cieszyć się miejscem w gronie najlepszych zespołów w kraju, muszą udowodnić, że mobilizacja i koncentracja nie są dla nich tylko pustymi słowami.
Źródło: Gazeta Współczesna